środa, 3 stycznia 2018

O co chodzi z Chodami. Cz.V. Od wolności do okupacji

"Lomikarze, Lomikarze, do roku i do dnia pozywam cię na sąd Boży!"- tak według Aloisa Jiraska miały brzmieć ostatnie słowa Jana Sladkého Koziny wypowiedziane spod szubienicy w stronę Wolfa Maksymiliana Lamingena. I choć to tylko piękna legenda, której zresztą nie wymyślił sam Jirasek, faktem jest, że znienawidzony przez Chodów pan na trhanowskim pałacu przeżył swoją ofiarę tylko o niecały rok. Zmarł 2 listopada 1696 roku w wieku 62 lat i został pochowany w krypcie kościoła św. Marcina w Klenčí pod Čerchovem. 
   Tak jak Lomikar nie dawał Chodom spokoju za życia, tak ci postarali się o to, żeby sam nie zaznał go po śmierci. Jeszcze przez wiele lat chodskie dzieci, przechodząc obok kościoła, rzucały do krypty kamieniami. Fakt ten udowodniono otwierając kryptę Lamingena w roku 1945. Z tym małym szczegółem, że kamieniami pokryte były szczątki trumny hrabiego Stadiona, przedstawiciela rodu, który odkupił majątek Lamingenów. Przez lata kamieniami obrywał więc niewłaściwy nieboszczyk...

Ku wolności

   Wdowa po Lamingenie wraz z córką (męskiego potomka Lomikar się nie doczekał), mimo iż same Bogu ducha winne (nawet Jirasek opisał je w "Psiogłowcach" bardzo pozytywnie), musiały czuć wszechobecną niechęć i widzieć nienawistne spojrzenia kierowane w stronę trhanowskiego pałacu. Miało to zapewne jakiś wpływ na fakt, iż postanowiły jak najszybciej pozbyć się związanego z latami złych wspomnień balastu i sprzedać ten majątek. Kupca znalazły już w czerwcu 1697 roku. Za cenę 560 tysięcy  złotych reńskich i tysiąc złotych tzw. kluczowego (klíčného)  nowymi właścicielami gromadzonych od 1534 roku chodskich dóbr Lamingenów stał się inny niemiecki ród- Stadionowie. 


    W tekście traktującym o Kozinie pozwoliłem sobie na wstawkę, że władanie Stadionów nad Chodskiem przebiegało bez większych problemów. Różnica polegała przede wszystkim na tym, że aż do roku 1908 (kiedy to dawny majątek Lomikara  przeszedł znowu w inne ręce) nie miały miejsca tak spektakularne bunty, jak ten zakończony śmiercią Jana  Sladkého.   
    Nie oznacza to jednak bynajmniej, że Chodsko zostało uspokojone na wieki. Rogate dusze mieszkańców tej ziemi dawały o sobie znać co rusz. Jednym z przykładów były wydarzenia z 1767 roku, kiedy to niektóre chodskie wioski przyłączyły się do sporów ze zwierzchnością zapoczątkowanym przez niemieckie osady "Na królestwie" (wioski zbudowane i osiedlone przez miasto Domażlice na przełomie XVI i XVII wieku). Poszło o trzebienie drzewa w lasach i wypas bydła, ale potem wróciła znowu jak bumerang sprawa wydania odpisów dawnych przywilejów, skargi do Wiednia na Stadionów, którzy mieli obciążać Chodów nadmierną pracą, zająć bezprawnie staw, odkroić kęs łąki przy okazji budowy nowego młyna, wypasać bydło i owce na łąkach chłopskich zabraniając jednakże stosowania takich praktyk w drugą stronę, itd. "Odgrzano" motyw z odmówieniem prac na pańskim do momentu wyjaśnienia skarg. Aby uspokoić sytuację Chodsko "odwiedziło" w tym roku dwa razy wojsko. Chłopi ze Starého Klíčova, Újezdu, Chodova i Postřekova starym sposobem uciekli do lasu... Sprawa ciągnęła się aż do roku 1769, w międzyczasie, za nieposłuszeństwo, kilku chłopom wymierzono karę batowania, innych na jakiś czas uwięziono, jeszcze innych, podczas specyficznych "łapanek" zmuszano do pracy na pańskim. Ostateczny werdykt i tak nie był jednak dla Chodów korzystny i przyniósł im ulgę jedynie w drobnostkach.
    W roku 1775 "gościł" na Chodsku 30-osobowy oddział wojska przysłany do Postřekova, Lhoty i Újezdu. Tym razem poszło o skargi na przymus dowożenia rudy żelaza do pańskiej hamerni, jednak Stadionowie obawiali się przede wszystkim wybuchu zbrojnego oporu na wzór kilku innych chłopskich powstań, które w tym czasie miały miejsce na ziemiach czeskich. Wystraszeni chłopi zgodzili się na wszystkie stawiane im warunki, byleby tylko odwołać ze wsi wojsko.
    Jeszcze w tym samym, 1775 roku, dla Czech i Moraw ogłoszono tzw. patent roboczy (robotní patent) wydany przez cesarzową Marię Teresę w ramach oświeceniowych reform terezjańskich. Patent wprowadzał innowatorskie regulacje, m.in. 8 godzinny dzień pracy w zimie i 12 godzinny w lecie (wliczając przerwę obiadową). Poddanych podzielono aż na 11 klas majątkowych wedle których sklasyfikowano ich obowiązki. Chłopi przydzieleni do klasy najniższej pracować mieli dodatkowo tylko 13 dni rocznie, zaś ci z kategorii najwyższej aż 3 dni w tygodniu. Inny zapis patentu stwierdzał, że ciężarów nałożonych na chłopów w żadnym wypadku nie wolno zwiększać. Główni zainteresowani mogli sobie wybrać, czy pracować na starych zasadach czy też według nowego patentu.
   Mieszkańcy chodskich wiosek nie mogli się zdecydować. Nie w smak im była robota wedle nowych zasad, nie chcieli jednak nawet słyszeć o pracy na starych warunkach (przeciwko którym ciągle się burzyli). Jeszcze dwa lata trwało, zanim większość wiosek przyjęła warunki z nowego patentu (niejednokrotnie potrzebna była w tym celu obecność wojska). Jedynie Mrákov pozostał przy pracy na starych zasadach. 
    Graniczną datą nie tylko dla Chodska, ale wszystkich ziem pozostających wówczas pod administracją Wiednia, jest rok 1848. Monarchia, nękana od początku tego roku rewolucjami, a wcześniej kryzysem gospodarczym związanym m.in. z latami nieurodzaju, zgodziła się na projekt sejmu i zniosła 7 października poddaństwo chłopów oraz wszystkie związane z tym powinności. Chodowie odzyskali więc wolność osobistą na wskutek odgórnej decyzji. Nadszedł czas na wskrzeszenie pamięci o dumnej przeszłości.

                                       Odrodzenie 

    II połowa XIX wieku przyniosła całym Czechom rozkwit gospodarczy (u schyłku Austro- Węgier czesko-morawska część monarchii uważana była za najbardziej rozwiniętą pod tym względem). Wraz z tym rozwijało się życie społeczne, kulturalne i polityczne. Chodsko nie było wyjątkiem. W wioskach pod Czeskim Lasem zaczęto zakładać drużyny pożarnicze, chóry, kasy pożyczkowe, teatrzyki. Mieszkańcy Chodska mogli wstępować do świeżo powstałych partii politycznych i zakładać organizacje sportowe na wzór powstałego w Pradze w 1862 roku Towarzystwa Gimnastycznego "Sokol".
   Jak już wspomniałem, jeszcze przed Jiraskiem tereny te odwiedzała Bożena Niemcowa, bywał na Chodsku też słynny czeski etnograf, historyk i pisarz Karel Jaromir Erben.


     Oboje interesował chodski folklor, zwyczaje, baśnie, przysłowia, porzekadła, pieśni. Jednak prawdziwą popularność tej ziemi dali właśnie "Psiogłowcy".
     Chodsko dostało się na usta wszystkich czeskich "budzicieli". Odkryto bowiem, że ziemia ta jest o tyle wyjątkowa, że stanowi jedną czeską wyspę, która na terytorium dawnych Czech dotyka bezpośrednio historycznej granicy niemieckiej (Bawaria). 
    Mając takie wsparcie w całych Czechach- na Chodsku dbałość o folklor i dawne zwyczaje wybuchła ze zdwojoną siłą. Kolorowe stroje, śpiewy i tańce chodskie przeżyły na przełomie XIX i XX wieku prawdziwy renesans. Co prawda damski ubiór ludowy z grubsza już jedynie przypominał stroje z dawnych wieków (przybyło kolorowych dodatków, haftów), zaś tylko mężczyźni chodzili w strojach chłopskich jedynie od święta- dzięki zainteresowaniu Chodskiem te trwałe elementy ludowej kultury zachowały się w okolicy Czeskiego Lasu, jak nigdzie indziej. 

Zmiana właścicieli majątku

    Tymczasem w roku 1908 zmarł Filip von Stadion, ostatni przedstawiciel gałęzi rodu, która w roku 1697 odkupiła majątek Lamingenów. Przez ponad dwa wieki dawne, i tak już niemałe, włości Lomikara, zostały jeszcze powiększone i administrowano je z dwóch ośrodków- Trhanova i Koutów. 

    Ostatni właściciele- Jerzy i Filip Stadionowie- byli mile wspominani przez  okoliczną ludność. Zwłaszcza ten pierwszy, postrzegany jako dziwak i ekscentryk, ale jednocześnie arystokrata interesujący się sprawami swoich wsi i ich mieszkańców, cieszył się szczególnymi względami wśród chodskiej społeczności. Jednym ze sfinansowanych przez niego pomysłów było m.in. wystawienie na wierzchołku najwyższej góry Czeskiego Lasu - Čerchova - turystycznej wieży widokowej. Budowla ta, wystawiona z inicjatywy Klubu Turystów Czeskich, stanęła jako drewniana w 1894 roku. 11 lat później na jej miejscu postawiono wieżę murowaną, która, jako Kurzova rozhledna, stoi w tym miejscu po dziś dzień. 


  Brat Jerzego, władający w Koutach Filip Stadion, sfinansował podobny punkt widokowy w ruinach zamku  Rýzmberk koło Kdyni. Także ten obiekt można zwiedzać do dziś.



    W 1913 roku spadek po Stadionach przejęła Maria Krystyna von Schönborn, której potomkowie zarządzali majątkiem w Trhanovie i Koutach aż do roku 1945.

Chodsko w dobie Pierwszej Republiki

    Rzeczywistość wojenna na Chodsku była podobna, jak w innych częściach Czech i Moraw. Do armii Austro- Węgierskiej pobierano rekruta, na wsiach zaczęło brakować ludzi do sprawnego przeprowadzenia żniw i innych ciężkich prac. Potem rozpoczęły się wojenne rekwizycje żywności, a pod koniec wojny wszelkich przedmiotów żelaznych i żeliwnych (w tym dzwonów kościelnych). Kwitł czarny handel i wymiana żywności za towary pierwszej potrzeby.
    Problemy te skończyły się umownie wraz z datą 28 października 1918, kiedy to oficjalnie ogłoszono powstanie I Republiki Czechosłowackiej.
    W latach 1918-1938 w chodskich wsiach i miasteczkach zakładano filie Sokoła, nowe ochotnicze straże pożarne, grano sztuki teatralne. Ze zdwojoną siłą rozkwitał chodski folklor, którego  głównym propagatorem był urodzony w Klenčí pod Čerchovem  Jindřich Jindřich. 


   Jego największym dziełem był 26 częściowy zbiór pt. "Chodsko", z którego pierwsze cztery części poświęcone są słownikowi chodskiej gwary, zaś następne 22 życiu na chodskiej wsi, zwyczajom, obyczajom i kulturze Chodów.

Rok 1938

    Wedle spisu ludności z roku 1930, na obszarze okręgu administracyjnego Domażlice żyło 46.157 obywateli. Na przestrzeni 492 km2, które obszar ten zajmował, tylko 7085 osób deklarowało swoje obywatelstwo jako niemieckie, co dawało jedynie 15,5 %. Jako w dużym stopniu niemieckie występowały przeważnie wioski pograniczne: Folmava (Vollmau), Nemanice (Wassersuppen), Lísková (Haselbach), Spálenec (Prenet), Brůdek (Fürtel), Hájek (Donau), Hyršov (Hirschau) i Maxov. Więcej niż 10% niemieckich obywateli żyło w Klenčí pod Čerchovem, Postřekovie, Tlumačovie i Pasečnicy. 

   Na Chodsku, tak jak i w całej Republice, duże zaniepokojenie sytuacją międzynarodową wywołał anschluss Austrii z marca 1938 roku. Chodowie, jako tradycyjna i sztandarowa "straż ochrony pogranicza", zareagowali na te wydarzenie urządzając 19 czerwca w Draženovie specyficzną uroczystość patriotyczną- Hołd Chodska dla państwa i armii czechosłowackiej na okoliczność 20 rocznicy istnienia Republiki. Przybyło na nią 25 starostów chodskich wsi ubranych w tradycyjne stroje ludowe, nie zabrakło także dowódcy wojskowego domażlickiej jednostki wojskowej Bohumil Bočka, starosty Domażlic oraz domażlickiego malarza i nauczyciela Jana Paroubka. Podobną demonstrację patriotyzmu przeprowadzono też 3 lipca na Hrádku. Tym razem, w gronie ponad 18 tysięcy gości (większej frekwencji przeszkodziła ponoć zła pogoda) byli nawet premier Czechosłowacji Milan Hodža oraz minister obrony narodowej Franciszek Machník.
    W Domażlicach swoją siedzibę miało dowództwo Straży Obrony Państwa (Stráž obrany státu, SOS), utworzonej na wypadek potrzeby błyskawicznej interwencji przy naruszeniu granicy państwa przez Niemców. Członków SOS zmobilizowano do obrony granicy na Chodsku w październiku, jednak już 26 listopada ministerstwo spraw wewnętrznych zadecydowało o jej rozwiązaniu.  
    Ostatecznie dzielnym Chodom nie pozwolono się wykazać w obronnym rzemiośle. Nie pomógł wyjazd delegacji chodskiej w tradycyjnych strojach do Pragi. O zaborze części Chodska zadecydowano ostatecznie i w tajemnicy 10 listopada i generał  Jan Syrový, wiedząc wcześniej o tym fakcie, mógł swoim rozmówcom jedynie nakłamać nie chcąc zaostrzać i tak już tragicznej sytuacji.
     Ostatecznie pod niemieckim zaborem znalazły się w listopadzie 1938 roku: Klenčí, Nový i Starý Postřekov, Trhanov, Chodov, Pec, Česká Kubice, Babylon, a także osady Hamry, Pila i Pelechy. Po niemieckiej stronie zostało 90% dawnego leśnego majątku miasta Domażlice. 
   Ze swoją ojczyzną, na niemal 7 lat, pożegnało się tym sposobem 5121 Czechów, zaś radość z przyłączenia do Niemiec mogło zamanifestować zaledwie 364 niemieckich mieszkańców ww. miejscowości (co dawało około 7% ogólnej liczby). 
   Administracyjnie Klenčí i wioski chodskie przyłączono do Bayerische Ostmark.
   W dzień obsadzania tej części Chodska niemieckim wojskiem stanęły w milczeniu tłumy zebrane na domażlickim targu świętomarcińskim. Na trwogę i z tęsknoty zadzwoniły wszystkie domażlickie dzwony...


Pielgrzymka Wawrzyniecka

    Smutne wydarzenia jesieni 1938 roku dopełnił akt utworzenia Protektoratu Czech i Moraw, do którego podpisania zmuszono ostatniego przedwojennego prezydenta   Emila Háchę w marcu roku 1939. Dzieło Masaryka wymazano z mapy Europy, jednak Niemcom nie udało się stłumić ducha narodu czeskiego. A gdzież można było ową narodową dumę zamanifestować mocniej niż na Chodsku- w krainie, która od wieków była bastionem trwania czeskości na jej najdalszych zachodnich flankach?
    Tak doszło do sławnej pielgrzymki wawrzynieckiej 13 sierpnia 1939 roku.


Kościół św. Wawrzyńca na Wesołej Górze koło Domażlic
    
   Wedle legendy pierwszą kaplicę na Wesołej Górze (czy raczej Górze Wesołych, jeżeli przyjmiemy, że późniejszymi właścicielami tego miejsca była rodzina Veselych) kazał wystawić książę Bolesław I na pamiątkę zwycięstwa nad uciekającymi z Bawarii Węgrami, którzy 10 sierpnia 955 roku ponieśli sławną klęskę na Lechowym Polu. Rozprawa Czechów z niedobitkami wielkiej armii węgierskiej miała mieć miejsce jeszcze w tym samym dniu, w dzień wspomnienia św. Wawrzyńca, stąd też kaplica zyskać miała swój patronat.
   W rzeczywistości postawienie pierwszej budowli sakralnej w tym miejscu udokumentowane jest dopiero na koniec XVII stulecia. Radni miasta Domażlice zadecydowali o budowie kaplicy po opanowaniu wielkiego pożaru miasta, który miał miejsce w 1683 roku. Grunt pod nią podarowała mieszczanka domażlicka Zuzana Veselá jako podziękowanie za wyjście z depresji, której doznała na wskutek wyżej wspomnianego pożaru, zaś św. Wawrzyniec objął patronat aby już nigdy wielkiego ognia do miasta nie dopuścić.
  W późniejszym okresie kaplica przechodziła różne koleje losu. Była m.in. przebudowana na barokowy kościółek, po reformach józefińskich służyła też przez jakiś czas jako... stodoła. Ponownie wyświęcona w roku 1851, w dobie chodskiego odrodzenia stała się miejscem trzech wielkich pielgrzymek w roku: wawrzynieckiej, świętojańskiej i mariańskiej. Z biegiem czasu najwyższą rangę zyskała ta pierwsza odbywająca zawsze w pierwszą niedzielę po wspomnieniu męczennika św. Wawrzyńca 10 sierpnia.
   Latem 1939 roku w okolice Domażlic, aby wziąć udział w wawrzynieckiej pielgrzymce na Chodsku, zjechało samochodami, autobusami i pociągami ponad 120 tysięcy osób z różnych zakątków Czech i Moraw. Byli wśród nich tak znamienici    przedstawiciele czeskiej kultury jak Josef Hora, Karel Hašler, Jiří Mucha, František Kocourek czy Julius Fučík. Mszę poprowadził kanonik kapituły wyszehradzkiej ksiądz Bohumil Stašek, który podczas silnie emocjonalnego kazania wypowiedział sławne słowa:

"Co slíbíme a řekneme své matce české? Slíbíme jí a přísahati budeme v této památné chvíli jménem svým i všeho českého lidu, že ji nikdy neopustíme, nezradíme, až do posledního tlukotu srdce milovati budeme..." 
     
("Co ślubujemy i powiemy swojej czeskiej ojczyźnie? Ślubujemy jej i przysięgać będziemy w tej pamiętnej chwili w imieniu swoim i całego czeskiego ludu, że jej nigdy nie opuścimy, nie zdradzimy, aż do ostatniego bicia serca będziemy kochać...")

  Jak było do przewidzenia- wawrzyniecka pielgrzymka z roku 1939 za czasów Protektoratu już się nie powtórzyła, zaś ksiądz Stašek resztę wojny spędził w obozie koncentracyjnym w Dachau. Na Chodsku nastały mroczne czasy okupacji.  
    

    

         

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz