poniedziałek, 17 grudnia 2018

W powietrzu, po torach i na gąsienicach- spektakularne ucieczki z czerwonej Czechosłowacji


Kiedy 5 marca 1946 roku w Fulton Winston Churchill obrazowo określał stan faktyczny, w jakim przyszło lizać wojenne rany zniszczonej niespotykanym dotychczas w dziejach konfliktem zbrojnym Europie- pomiędzy Zachodem a radziecką strefą wpływów rzeczywiście kończyła swoje opadanie żelazna kurtyna. 
Mieszkańcy niegdyś niepodległych państw Europy środkowej i wschodniej, ciesząc się z upragnionego pokoju i poświęcając odbudowie swoich miast i wsi, zrazu zdawali się tego nie zauważać. Sterowane przez Kreml reżimy tymczasem umacniały swoje struktury i współdziałając z doświadczonym w tych sprawach "wielkim bratem" eliminowały opozycję. W Polsce iluzja powojennej normalności skończyła się na dobre jesienią 1947 roku wraz z ucieczką z kraju lidera PSL Stanisława Mikołajczyka. Jego współpracownik- Stefan Korboński- uciekł krótko po nim, podobnie jak Mikołajczyk wybierając drogę morską. Trójka innych działaczy PSL- Maria Hulewiczowa, Mieczysław Dąbrowski i Wincenty Bryja postawiła na, jak się mogło wydawać, prostszy wariant eskapady, decydując się na przejście starym szlakiem kurierskim przez Wysokie Tatry. Jedyna komplikacja tego planu polegała na tym, że bezpieczni mogli się poczuć dopiero w amerykańskiej strefie okupacyjnej w Niemczech- tymczasem zaś do przejścia (przejechania) pozostawał im kraj o nieustalonym jeszcze teoretycznie statusie politycznym- Czechosłowacja. 
Uciekający przez Tatry PSL-owcy mieli niestety pecha i nadziali się na czechosłowacki patrol pograniczny. W związku z faktem, że pogranicznicy podlegali komunistycznemu ministerstwu, politycznych zbiegów odstawiono do Warszawy, gdzie zajęło się nimi MBP. Wszyscy, po sfingowanych procesach, spędzili następnie po kilka lat w więzieniu. Wróćmy jednak do wspomnianej powojennej Czechosłowacji.      


"Żelazna kurtyna" od Szczecina po Triest, 1945-1947 
(w miejscu NRD funkcjonowała sowiecka strefa okupacyjna Niemiec)


   Po latach zabiegów rządu emigracyjnego, zwłaszcza zaś trzęsącego całym czechosłowackim exilem prezydenta Edvarda Beneša, 5 kwietnia 1945 roku Czechosłowacja powróciła na mapę Europy jako tzw. III Republika w swoich "przedmonachijskich" granicach (acz bez połkniętej w międzyczasie przez ZSRR Rusi Zakarpackiej). Beneš, pamiętając o zdradzie Zachodu, postanowił nigdy już nie powielać błędu oparcia systemu bezpieczeństwa państwa jedynie na aliantach z tej części kontynentu i w 1943 roku podpisał traktat sojuszniczy z ZSRR, pakując tym samym niepostrzeżenie Czechosłowację do worka krajów, które po wojnie objęła sowiecka strefa wpływów. Farsa demokracji, w której wszystkie "resorty siłowe", na czele z policją i wojskiem, dostały się pod władanie partii komunistycznej, trwała do lutego 1948 roku. Przerwał ją tzw. "zwycięski luty" (Vítězný únor) - przewrót, do którego prędzej czy później musiało dojść. Komuniści zerwali z pozorami i zgarnęli całą pulę w czechosłowackiej polityce. Jedynym reliktem starego porządku był do 7 czerwca 1948 roku niedomagający prezydent Beneš. Po jego abdykacji i przejęciu tej funkcji przez Klementa Gottwalda Czechosłowacja na ponad 40 lat stała się "Krajem Komanczów" (jak potocznie, w zaciszu weekendowych chatek, mówiono tam o komunistach), a żelazną kurtynę rozciągnięto nad Rudawami, Szumawą i na granicy Południowych Moraw. Wkrótce miało się okazać, że właśnie ten czechosłowacki odcinek granicy pomiędzy światem demokracji a komunistycznymi satelitami ZSRR, stał się jednym z najlepiej strzeżonych. Zanim jednak do tego doszło, kilkuset obywatelom czerwonej Czechosłowacji udała się ucieczka do wolnego świata. Ta opowieść traktuje o trzech spektakularnych przypadkach z lat 1950- 1953.


wtorek, 6 listopada 2018

Operacja Most important

Most, widok na kościół Wniebowzięcia Marii Panny
Źródło:Wikipedia, domena publiczna
Autor: Hadonos – Vlastní dílo, CC BY-SA 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=22632190

Podróżując z Czech w stronę granic Saksonii przez Kraj Ustecki warto zahaczyć o usytuowany na brzegach rzeki Bíliny Most- miasto o tysiącletniej historii, na którym pół wieku temu dokonano niespotykanego w dziejach tego państwa gwałtu- niszcząc (prawie) całą zabytkową zabudowę w celu utworzenia na  na jej guzach gigantycznej kopalni węgla brunatnego. 

Usytuowanie miasta Most na mapie dzisiejszej Republiki Czeskiej

Cel miał uświęcić środki, a operacja związana z przeniesieniem kilkunastu tysięcy mieszkańców tzw. "Starego Mostu" na nowe miejsce, gdzie nie występowały pokłady węgla, sumując koszty wyburzeń i budowy nowych "panelaków", urzędów, domów kultury, teatrów czy kin, a także stworzenia tzw. korytarza skupiającego infrastrukturę transportową nieco na zachód (łącznie z "przekierowaniem" rzeki) oraz porównując spodziewane zyski z wydobycia surowca, przynieść miała zysk w wysokości miliarda koron... Czasy były- jakie były. Komuniści w satelitach ZSRR chcieli swoim narodom za wszelką cenę pokazać sukcesy gospodarcze, o jakich w starym ustroju można było jedynie pomarzyć. Koniec końców na "Starym Moście" postawiono krzyżyk w 1963 roku. Buldożery i ładunki wybuchowe systematycznie niszczyły zabytkową zabudowę przez ponad 20 następnych lat. Zgotowanego miastu armagedonu uniknął jedynie, w dość niecodziennych zresztą okolicznościach, widoczny na zdjęciu kościół Wniebowzięcia Marii Panny. Poniższa czeska historia traktuje w głównej mierze o detalach tej m(M)ost important operacji przeprowadzonej decyzją władz CSRS.


poniedziałek, 29 października 2018

Ludzie 28 października



Zaledwie wczoraj wieczorem przebrzmiały ostatnie fajerwerki odpalone na okoliczność świętowania 100-lecia uzyskania niepodległości przez Czechosłowację. Większość ludzi przeszła nad tą rocznicą do porządku dziennego. Ci, którzy jako tako kojarzą historię, ze świętowaniem zestawiali szczupłego staruszka z bródką- tatíčka Masaryka, który w obiegowej opinii wydeptał niepodległość swojego kraju na angielskich i amerykańskich salonach (podobnie jak Paderewski miał "wygrać Polskę na wilsonowskim fortepianie"). Co bardziej zorientowani dodali mu jeszcze do towarzystwa Edvarda Beneša i Milana Rastislava Štefánika kompletując tym samym (nie do końca słusznie) ekipę postaci historycznych, bez których wolna Czechosłowacja nigdy by nie powstała. I tyle w temacie.
Gdyby jednak zapytać, co tak właściwie stało się 28 października, większość Czechów czy Słowaków (co potwierdzają np. ankiety telewizyjne) przyzna, że nie ma o tym zielonego pojęcia. Szczegóły wydarzeń sprzed stu lat zdążyły się już skutecznie zatrzeć w zbiorowej pamięci i odświeża się je jedynie okazjonalnie w mediach przy okazji wielkich rocznic. Południowym sąsiadom nie ma się zresztą co dziwić- przeciętny Polak też nie zna biegu wydarzeń historycznych z dnia 11 listopada 1918 roku, choć święto niepodległości celebrujemy rok rocznie wielką patriotyczną fetą. Nie miejsce tu, aby zajmować się szczegółami oddawania władzy w ręce Piłsudskiego przez Radę Regencyjną, ale myślę, że najbardziej wymagających czytelników zająć może czeska historia, która odegrała się w Pradze 28 października. Historia dnia, w którym nastała wolność. 

Mglisty, wietrzny i zimny poniedziałkowy poranek, który powitał prażan 28 października 1918 roku, zrazu nie wskazywał na to, że dzień ten może w jakiś szczególny sposób różnić się od poprzednich. 
Wojna jeszcze się tliła (jej końca optymiści spodziewali się dopiero wiosną następnego roku), a najwięksi czescy i słowaccy politycy kończyli toczyć na Zachodzie dyplomatyczne boje o międzynarodowe uznanie tworzącego się państwa i jego ostateczne granice. Poza krajem znajdowała się m.in. "wielka trójka" uznawana powszechnie za głównych twórców Czechosłowacji- Tomáš Garrique Masaryk (przebywał w USA), Milan Rastislav Štefánik (regulował sprawy czechosłowackich legii na Syberii) i Edvard Beneš, który w Genewie ustalał szczegóły dotyczące m.in. ustroju nowego państwa z naczelnym przedstawicielem "krajowych" polityków- Karlem Kramářem
Ewentualny, nieplanowany przewrót sytuacyjny w ojczyźnie, był nie do pomyślenia zwłaszcza dla tego ostatniego- starego wyjadacza parlamentarnego  dogorywającej CK monarchii i urzędującego przewodniczącego Narodowego Komitetu Czechosłowackiego w Pradze, który, o ile został już niejako zmuszony do uznania zagranicznych zabiegów nielubianego Masaryka i pozostałej, niemal anonimowej dla niego dwójki, to fotel lidera "domowej" polityki zdecydowany był utrzymać za wszelką cenę. Gdyby tylko mógł przewidzieć nadchodzący ciąg zdarzeń- nie ruszyłby się z Pragi ani na krok. Kiedy jednak, 25  października, ruszał w drogę, nie mógł wiedzieć, że bomba z opóźnionym zapłonem wybuchnie dopiero w niedzielę w dalekim Sztokholmie...

Karel Kramář


Balkon praskiej willi Karla Kramářa z hasłem "Pravdou třeba proti všem"

nawiązującym do znanego hasła prezydenckiego. 

Kramář nigdy nie pogodził się dominacją tzw. Hradu  i odsunięciem w cień  

niektórych polityków mających olbrzymie zasługi dla utworzenia Czechosłowacji.


    Wydarzenia, które doprowadziły do "vzniku samostatného československého státu" 28 października 1918 roku zwykło się dzielić na dwie części, z których większą wagę przykłada się do tych zapoczątkowanych pewnym szczególnym ogłoszeniem wywieszonym przy Placu Wacława. Ale po kolei.


Mrówcza praca, którą wykonywali podczas trwania I wojny światowej na Zachodzie Masaryk i Beneš, konsekwentnie przekonując  aliantów o potrzebie demontażu Austro- Węgier i utworzeniu na ich gruzach niepodległego państwa Czechów i Słowaków, pod koniec października 1918 roku była już w zasadzie ukończona. Nowy kraj zyskał uznanie we Francji, Wielkiej Brytanii, Stanach Zjednoczonych i Włoszech. Monarchia Habsburgów, za sprawą odśrodkowych działań Czechów, Słowaków, Chorwatów, Słoweńców, Polaków, Ukraińców i innych narodowości zamieszkujących to państwo, chwiała się w posadach. O ile w roku 1914 nacje te wzięłyby od Wiednia w ciemno obietnicę autonomii, to przeciągające się lata wojenne i coraz większe uzależnianie się Austro- Węgier od niemieckiego sojusznika, budziły poważne obawy dotyczące ostatecznego wchłonięcia wielonarodowego imperium Habsburgów przez II Rzeszę. W takiej zaś sytuacji po najmniejszych demokratycznych swobodach nie pozostałby choć ślad, zaś widmo nasilonej germanizacji, mogącej przekreślić narodowe osiągnięcia wieku XIX-tego, spędzało sen z powiek polityków reprezentujących narody CK monarchii.

Podobnie postrzegano Austro- Węgry w obozie Ententy. Jeszcze do początków 1918 roku niechętnie podejmowano temat  podziału tego państwa jako ekstremalnej sankcji za agresję na Serbię początkującej wybuch I wojny i twarde trwanie u boku Niemiec w następnych latach wojny. W opublikowanym 8 stycznia 1918 roku programie pokojowym prezydenta Woodrowa Wilsona mowa jest jedynie o nadaniu autonomii narodom Austro- Węgier (choć np. w sprawie Polski zapowiedziano niepodległość tego państwa). Przełom nastąpił późnym latem tegoż roku, a jego głównym powodem były nasilone działania i lobbowanie we wpływowych kręgach, które prowadzili m.in. Polacy, Czesi, Chorwaci czy Serbowie.

Ostatnia samodzielna propozycja ułożenia kwestii narodowościowej po zakończeniu wojny wystosowana została przez Wiedeń w stronę Waszyngtonu 16 października. Proponowano w niej m.in. autonomię dla Czechów, problem słowacki pozostawiając jednak w gestii Budapesztu. Wilson ją odrzucił motywując faktem, że proponowane przez niego jeszcze w styczniu warunki nie przekładają się na obecny stan rzeczy, kiedy to Rada Narodowa Czechosłowaków jest de facto członkiem koalicji antyniemieckiej i anty austro- węgierskiej. W tym momencie Austro- Węgry mogłyby się wykaraskać z wojny jedynie poprzez udzielenie zgody na niepodległość Czechosłowacji oraz państwa południowych Słowian (późniejszego Królestwa SHS następnie przemianowanego na Jugosławię).

Ogólnie rzecz biorąc kwestia powojennej integralności terytorialnej Austro- Węgier została w tym momencie niejako "posprzątana". I choć pacjent żył jeszcze kilkanaście dni- jego bogata europejska kariera historyczna nieuchronnie dobiegała końca.


Wróćmy jednak do Pragi. 28 października, około godziny 9-tej rano, członkowie Czechosłowackiego Komitetu Narodowego pojawili się pod mieszczącym się w bliskości Václaváka, wybudowanym przez dziadka Vaclava Havla Palácu Lucerna, Instytutem Zbożowym, który decydował o rozdziale płodów rolnych i wysyłaniu ich na front (podczas gdy w całym kraju po horrendalnie drogi chleb ustawiały się kolejki). Delegacja, w składzie 
Antonín Švehla i František Soukup, zażądała wydania zakazu wywozu zboża, zobowiązała też wszystkich pracowników Instytutu do przysięgi wierności wobec Komitetu Narodowego, a więc, za jego pośrednictwem, nowemu państwu czechosłowackiemu (które, nota bene, jeszcze nie istniało). Przejęcie władzy nad Instytutem- wówczas ważnym urzędem wojskowym- poszło nadzwyczaj łatwo. Był to jaskrawy dowód na to, że władza austro- węgierska nad stolicą Czech jest już jedynie iluzoryczna. Inna rzecz, że Švehla minął się nieco z prawdą informując kierownictwo Instytutu, że działa na podstawie manifestu cesarskiego proklamującego niepodległe państwo czechosłowackie... 

Data przejęcia kontroli nad Instytutem Zbożowym nie była bynajmniej przypadkowa. Pastujący stanowisko zastępcy przewodniczącego (pod nieobecność Karla Kramářa przewodniczącym był Švehla) Alois Rašín odebrał w niedzielę wieczorem telefon z Wiednia. Ze stolicy cesarstwa dzwonił przedstawiciel Komitetu Vlastimil Tusar, który wyjawił, że Karol I spotkał się z członkiem sztabu generalnego pułkownikiem Maxem Ronge, a w rozmowie paść miało słowo "kapitulacja" (chodziło o katastrofalną sytuację CK wojsk na froncie włoskim po bitwie nad rzeką Piawa).  Akcja z Instytutem Zbożowym była jego pomysłem, on też, jeszcze w nocy z niedzieli na poniedziałek, "w razie czego" spisał ołówkiem na papier akt utworzenia Czechosłowacji.


Pierwszy czechosłowacki akt prawny pióra Aloisa Rašína.

Na dole widnieją podpisy "Ludzi 28 października".


Prawdziwą bombą, od której zapalić się miała Praga, stała się tzw. "nota Andrassy'ego"- dokument przedłożony w Sztokholmie Amerykanom, za pośrednictwem tamtejszego ambasadora, przez nowo mianowanego, ostatniego już  ministra spraw zagranicznych Austro- Węgier- hrabiego Gyulę Andrássy'ego. Polityk ten, niegdyś przeciwny agresji na Serbię, teraz postanowił ratować swój kraj przez propozycję separatystycznego rozejmu z aliantami (bez porozumienia z Niemcami). Notę, w której Austro- Węgry zgadzały się na wszelkie przedłożone im wcześniej warunki (jednak nie niepodległość Czechosłowacji i państwa Słowian południowych, a jedynie autonomie tych ziem) za jak najszybsze podpisanie rozejmu i zakończenie działań wojennych. Notę wystosowano 27 października.      

Nazajutrz, tuż po godzinie 10-tej, tekst dokumentu dotarł do mieszczącej się przy Placu Wacława redakcji "Polityki Narodowej". Naczelny gazety-  Václav Beneš, po pobieżnym zapoznaniu się z notą, zarządził krótką naradę ze współpracownikami. Z noty wyciągnięto wyrwane z kontekstu słowo "ROZEJM", które postanowiono upublicznić na tablicy ogłoszeń przy wejściu do redakcji. Na wniosek sekretarza Čvančary na budynku załopotały biało- czerwone (niebieski trójkąt pojawił się dopiero dwa lata później) czeskie flagi.

Instalacja redakcyjna wzbudziła uzasadnione zaciekawienie nielicznych o tej porze przechodniów, którzy zaczęli się domagać szczegółów dotyczących owego "rozejmu". Kierownik drukarni Geistlich dopisał więc po jakimś czasie "o szczegółach powiadomimy za chwilę". Kilkukrotna lektura noty doprowadziła jednak redaktorów do wniosku, że, wbrew pozorom, nie stanowi ona aktu kapitulacji Austro- Węgier. Na wyprowadzanie gapiów z błędu nie mieli ochoty, więc zamiast tego na ww. tablicę powędrował cały tekst noty Andrássy'ego. 

 

Żywo dyskutująca, 20-30 osobowa, grupa osób, do tego zaś biało-czerwone flagi na budynku, szybko ściągnęły uwagę innych przechodzących. Pod redakcją pojawił się sklepikarz František Kopecký, który zaproponował, aby uczcić "rozejm" przystrojeniem słowiańskiej lipy rosnącej przy hotelu "Zlata husa" na  Václaváku. Kokard i flag wciąż przybywało. Wieść o kapitulacji Austro- Węgier przeleciała przez stolicę z szybkością błyskawicy. Stanęły zakłady pracy i tramwaje, a na praskich ulicach z minuty na minutę przybywało maszerujących. Czescy żołnierze demonstracyjnie odpruwali z czapek austro-węgierskie "karliki" (okrągłe emblematy z literką "K" symbolizującą władzę Karola I), w dół leciały austriackie dwugłowe orice z szyldów na okolicznych kamienicach. W pewnym momencie skali manifestacji przestraszył się nawet sam  Rašín, który dobrze zdawał sobie sprawę, że na razie nie ma żadnych dowodów na kapitulację, którą tak ochoczo podchwycili prażanie. Polityk zadzwonił do redakcji "Polityki Narodowej" z żądaniem ściągnięcia flag i "nie przesadzania" z entuzjazmem wobec mogącej nastąpić w każdej chwili reakcji praskiego CK garnizonu. Lawiny nie dało się już jednak powstrzymać.


Demonstracja 28 października 1918 roku na Placu Wacława


František Kopecký stał się nieformalnym przywódcą powiększającego się patriotycznego pochodu. Tłum ruszył przez ulicę Na Příkopě na rynek Starego Miasta ku rzeźbie Jana Husa, stamtąd, obok staromiejskiego ratusza, skierował się z powrotem na Plac Wacława. Tam prascy strażacy zdążyli już przystroić narodowym praporem kopię na monumentalnym pomniku św. Wacława. Do manifestacji przyłączył się po drodze doktor filozofii Isidor Zahradník- poseł na sejm z ramienia partii agrarnej a zarazem ksiądz katolicki o patriotycznych poglądach. Szybko przemieścił się na czoło pochodu i na Placu Wacława, stojąc u stóp słynnego monumentu, jako pierwszy ogłosił niepodległość Czechosłowacji. W swojej pełnej patosu mowie zadeklamował m.in. "Na zawsze łamiemy kajdany, w których męczyli nas wiarołomni, obcy i niemoralni Habsburgowie. Jesteśmy wolni. Tu, u stóp wielkiego czeskiego księcia, przysięgamy, że chcemy się stać godnymi tej wolności i bronić jej do utraty życia".  Po czym powiódł demonstrujących na na główny praski dworzec, który jeszcze przez kilka dni nosić miał swoją pierwotna nazwę z patronem Franciszkiem Józefem w roli głównej, a potem stracić ją na rzecz prezydenta Wilsona. Tam wezwano czeskich kolejarzy do zdjęcia ck emblematów z maszyn i taboru kolejowego oraz oznajmienia światu, że "Dziś o 11-tej zostało proklamowane Państwo Czechosłowackie". 

Nota bene, nieco ponad dwa tygodnie później, Zahradník został pierwszym czechosłowackim ministrem...kolejnictwa.


Isidor Zahradník



Przewrót zaczął się więc na dobre. I to nie tylko bez wiedzy i zgody wspomnianych polityków, którzy jednali za utworzeniem Czechosłowacji za granicą, ale także poza kontrolą praskiego Komitetu Narodowego...


Komitet postanowił działać widząc, że nic już nie zatrzyma spontanicznej demonstracji wywołanej niesprawdzoną pogłoską o kapitulacji. Jego siedzibą był wówczas Miejski Dom Reprezentacyjny (Obecní 
dům).


Dom Reprezentacyjny (Obecní dům) w Pradze

Tablica pamiątkowa na Domu Reprezentacyjnym

 upamiętniająca m.in. uchwalenie aktu niepodległości 28 października


Alois Rašín postanowił za wszelką cenę nie dopuścić do przelewu krwi. W tym celu wezwał do siebie współpracującego z czechosłowackimi organizacjami niepodległościowymi komisarza policji Richarda Bienerta. Poinformował go, że Komitet Narodowy postanowił przejąć władzę, a na Bienerta ceduje się władzę nad praską policją i staranie o utrzymanie porządku w mieście. I w tym przypadku sprawy potoczyły się nad wyraz sprawnie, ponieważ urzędujący zwierzchnik policyjny z ramienia monarchii przebywał wówczas w Ostravie, zaś gubernator był w Wiedniu. Wojska czechosłowackie dostały się pod administrację Josefa Scheinera- starosty Sokoła i długoletniego członka konspiracyjnej "Mafii".

Twardszy orzech do zgryzienia przypadł z woli Komitetu Narodowego posłowi socjaldemokratycznemu Lvu Winterovi, któremu dostała się rola negocjatora z głównodowodzącym austro- węgierskim garnizonem w Pradze- generałem Eduardem Zanantonim. Nie bez problemów zdołał on zneutralizować ewentualne zagrożenie i uzyskać obietnicę, że ck wojsko pozostanie w koszarach.


Wydarzenia następowały jedno po drugim niezwykle dynamicznie. Patriotyczna deklamacja 
Zahradníka stała się niejako nieoficjalnym wstępem do aktu, który Komitet Narodowy, po zażegnaniu niebezpieczeństwa interwencji policji czy wojska, postanowił upublicznić jako legalny organ władzy rodzącego się do życia państwa. 

Stary Orloj nie wybił jeszcze południa, kiedy Alois Rašín, Antonín Švehla, František Soukup i Jiri Stříbrný wsiedli do podstawionego przez Bienerta policyjnego wozu i pojechali do siedziby gubernatora, którego tymczasem reprezentował zastępca Jan Kosina. Ck urzędnik został poinformowany, że Komitet Narodowy obejmuje władzę w państwie w imieniu ludu czechosłowackiego, ma już pod sobą Instytut Zbożowy, a teraz przejmuje również z rąk gubernatora władzę cywilną. Podobny przebieg miało spotkanie czterech czeskich polityków w Thunovským palácu na Malej Stranie z najwyższym marszałkiem ziemskim- hrabią Vojtěchem Schönbornem, z którego rąk przejęto sprawy administracyjne.  

Dopiero w momencie, kiedy Komitet Narodowy pociągał już za wszystkie najważniejsze sznurki, auto z Rašínem, Švehlą, Soukupem i Stříbrným przejechało po moście Wełtawę i podążyło w stronę Placu Wacława. Tam, na skrzyżowaniu ulic Jindřišskovej i Vodičkovej, momentalnie okrążeni zostali przez wiwatujący tłum. Stříbrný i Soukup stanęli na siedzeniach kabrioletu, poprosili o ciszę, po czym, w imieniu Komitetu Narodowego, ogłosili akt powstania niepodległego państwa czechosłowackiego.

Soukup wspominał później: "Kto tego nie widział, nie starczy mu fantazji, żeby sobie to w najmniejszym stopniu wyobrazić. Od Muzeum Narodowego aż po Můstek na dole, głowa przy głowie, stopiona ze sobą masa ludzkich ciał. Wszyscy wołali, wiwatowali i śpiewali! Ludzie padali sobie w ramiona...Płakali. Matki podnosiły i całowały swoje dzieci, starsi mężczyźni z oczyma pełnymi łez, ściskali własne skronie i podnosili ręce do nieba, jakby dziękując za to wszystko. Prawdziwe upojenie radością potrząsało tymi nieprzeliczalnymi masami ludzi. I jak uderzenie gromu powtarzało się raz po raz: "Niech żyje Masaryk! Chwała Republice! Chwała Wilsonowi!, Chwała naszym legionistom!".  


Jeszcze w drodze powrotnej do Domu Reprezentacyjnego racjonalista  Rašín, niewątpliwie znawca psychologii tłumu, uzgodnił ze Stříbrným wysłanie na ulice jak największej ilości kapel muzycznych celem rozładowania ewentualnych napięć. Pierwsza z nich, ściągnięta zresztą z...wesela, wygrywać zaczęła patriotyczne melodie już o godzinie 13-tej.


Popołudniu w Domu Reprezentacyjnym pojawił się znany polityk słowacki- Vavro 
(Vavrinec) Šrobár. W Pradze przebywał wówczas prywatnie jako gość weselny, ale dość szybko zorientował się, że własnie dzieje się coś znacznie ważniejszego, co pozwoli mu na trwałe zaistnieć w polityce tworzącego się państwa. Ofiarował więc swoje usługi Komitetowi Narodowemu, a tuż po godzinie 17-tej został jednym z pięciu sygnatariuszy napisanego w nocy przez Rašína aktu utworzenia Czechosłowacji- pierwszego dokumentu Republiki (w którym jednak skwapliwie pominięto formę ustrojową, co do której kształtu trwały właśnie rozmowy w Genewie).

Tym samym cała piątka: Alois Rašín, Antonín Švehla, František Soukup, Jiri Stříbrný i Vavro Šrobár przeszła do historii pod mianem "Ludzi 28 października"- bezpośrednich twórców I Republiki.

 

 

"Ludzie 28 października"

Stoją od lewej: František Soukup, Jiri Stříbrný i Vavro Šrobár

Siedzą od lewej: Alois Rašín, Antonín Švehla

 

Proklamacja niepodległości w "Ludowych Nowinach" z 29 października 1918 roku



Krótki, z drugiej zaś strony jakże bogaty w wydarzenia, październikowy dzień w Pradze dobiegał końca. Pomimo tysięcznych manifestacji, poprzez mądre i ostrożne postępowanie kierownictwa Komitetu Narodowego, udało się w ciągu kilku godzin dość sprawnie opuścić szeregi narodów tworzących Austro- Węgry, utworzyć zręby nowego państwa, a przy tym wszystkim uniknąć wystrzałów i przelewu krwi. 

Wieczorem zaczął padać drobny deszczyk, a temperatura spadła się na tyle, że krople przymarzały do czapek i płaszczy manifestantów. Ludzie powoli zaczęli znikać z ulic Pragi- miasta, które po trzech wiekach miało się nazajutrz znowu obudzić jako dumna stolica niepodległego państwa.












czwartek, 18 października 2018

Z ziemi włoskiej (przez czeską) do Polski. Odyseja ślubnej korony

W czerwcu 1988 roku, w Środzie Śląskiej- niewielkim dolnośląskim miasteczku, uczeń miejscowej szkoły znalazł na wysypisku śmieci złotą błyskotkę z orłem. Kunszt wykonania ozdoby, a także ostre krawędzie wykładanej szlachetnymi kamieniami złotej taśmy, do której orzeł był przymocowany, świadczyły o tym, że jest to jedynie fragment większej całości. Potwierdziły to następne przypadkowe znaleziska. Z poszczególnych, odzyskanych różnymi sposobami przez państwowe służby od osób prywatnych, elementów, uzupełniając braki kopiami, w 1995 roku zrekonstruowano klejnot, o jakim dotąd polska archeologia mogła jedynie marzyć- przepiękną, średniowieczną, kobiecą koronę.
Historyczne analizy przeprowadzone celem poznania bliższych szczegółów dotyczących pochodzenia tego skarbu dały zaskakujące rezultaty. Okazało się bowiem, że wykonana najprawdopodobniej w południowych Włoszech korona przeleżała w ziemi około 650 lat, zaś tropy wyjaśniające fakt, iż znalazła się w tym, a nie innym zakątku Europy, wiodą w prostej linii do XIV-wiecznych, luksemburskich Czech. Ale...po kolei.

Tzw. korona średzka
Foto: Wikipedia, domena publiczna

Historia, jak już wspomniano, zaczynać się musi we Włoszech.
6 stycznia 1266 roku Karol I Andegaweński, brat króla Francji Ludwika IX, koronował się w Rzymie na króla Sycylii i Neapolu. Dopiął tym samym swego po latach zmagań ze spadkobiercami poprzednich właścicieli tego tytułu- Hohenstaufami oraz ich zwolennikami. Jego następcą miał zostać 12 letni wówczas syn Karol, którego historia przezwała Kulawym, bo przeżywszy w dzieciństwie ciężki wypadek, do końca życia musiał się borykać z tą kłopotliwą dolegliwością.


Herb włoskich Andegawenów
Źródło: Wikipedia, domena publiczna

Karol II Kulawy, król Neapolu (i Sycylii)
Źródło: Wikipedia, domena publiczna

Dwa lata po koronacji ojca Karol II dostał we władanie księstwo Salerno w południowych Włoszech. Wkrótce wstąpił też w związek małżeński z przedstawicielką starej węgierskiej dynastii Arpadów- Marią (mariaż ten miał swoje dalekosiężne skutki, a jednym z nich było objęcie polskiego tronu przez Jadwigę Andegaweńską wydaną później za Jagiełłę).
Pierwsze dziecko, a zarazem pierworodny syn tej pary i późniejszy spadkobierca korony - Karol Martel- przyszedł na świat w 1271 roku. Druga w kolejności była dziewczynka, której na chrzcie nadano popularne we francuskich kręgach dworskich imię Małgorzata (Marguerite). Jej narodziny stanowią prawdziwe jądro poniższej opowieści i jedynie z kronikarskiego obowiązku nadmienię jeszcze, że małżeństwo Karola II i Marii Węgierskiej zamknęło poczet swoich bezpośrednich potomków na liczbie 14.


wtorek, 25 września 2018

Tajemnica szumawskiego jeziora

Černé jezero na Šumavě

Foto: Mgr. Zdeněk Kubeš at cs.wikipedia (domena publiczna)


Černé jezero - jeden z pięciu, a za razem największy z  czeskich (trzy znajdują się jeszcze po bawarskiej stronie granicy) polodowcowych zbiorników wodnych malowniczo wtopionych w przepiękne krajobrazy pogranicznej Szumawy. 
Swoją nazwę zawdzięcza pozornie czarnej barwie wody, któremu to złudzeniu dość łatwo ulec, zważywszy na zalegająca na dnie ponad 9 metrową warstwę mułu tworzoną przez tysiąclecia przez opadające i gnijące igły drzew oraz duże zacienienie zbiornika przez gęsto okalający jezioro las.  

Jezioro leży na wysokości 1008 metrów n.p.m. i można się nad nie dostać podążając szerokim górskim żółtym szlakiem z parkingu na Špičáckém sedle (Szpiczackiej przełęczy) leżącemu w pobliżu miejscowości Špičák  i góry o tej samej nazwie. 

Senny, wkomponowany w strome górskie zbocza (obok pobliskiego Čertového jezera jedno z dwóch miejsc na miejsce na Szumawie, gdzie schodzą lawiny), zbiornik wodny, przez stulecia absorbował ludzką wyobraźnię. W lipcu 1964 roku pojawiła się w tym miejscu czechosłowacka ekipa telewizyjna. Redakcja skierowanego głównie do młodzieżowych odbiorców programu "Ciekawska kamera" (Zvědavá kamera) postanowiła sprawdzić pogłoski mówiące o tym, że głęboka warstwa mułu oraz lodowata woda o szczególnym składzie doskonale konserwuje wszelkie istoty, które miały nieszczęście w nim utonąć, w tym zwłoki ludzkie.

Kilka dni wcześniej Zvědavá kamera zakończyła zdjęcia do podobnego  materiału nad Čertovým jezerem. Legenda głosiła, że jezioro wchłania w swoje głębiny każdego, kto próbuje zmierzyć jego głębokość. Jako że woda, podobnie jak w Černým jezeře, miała mieć właściwości konserwujące, na dnie jeziora stać mieli śmiałkowie, którzy próbowali złamać jeziorowe tabu- barokowa hrabianka, napoleońscy żołnierze i przygodni turyści. Wynajęci przez telewizję nurkowie ze Svazarmu (Svaz pro spolupráci s armádou) metodycznie, metr po metrze, przeszukali cały 10 hektarowy zbiornik filmując dno specjalistyczną podwodną kamerą sprowadzoną na tę okoliczność aż z Brna. Najciekawszym znaleziskiem było kilka małych skrzynek z amunicją z okresu II wojny światowej, którą saperzy zdetonowali bezpośrednio przy zbiorniku, sprawiając tym samym mały prezent telewidzom.    
Jeszcze przed zakończeniem prac badawczych nad  Čertovým jezerem część nurków przeniosła się nad Černé jezero. Także tutaj znaleziono podobne skrzyneczki. Mrzonki o zakonserwowanych przez stulecia zwłokach powoli zaczęła zastępować możliwość odkrycia prawdziwej sensacji. 

Niewielkie wojenne artefakty nie bez kozery obudziły nowe nadzieje. W końcu nie tak dawno, z sukcesem, zakończyła się podobna, prowadzona w latach 1959-1963, akcja nad alpejskim jeziorem Toplitz w austriackiej Styrii. Z wody wydobyto wówczas skrzynie z olbrzymią ilością fałszywych funtów brytyjskich produkowanych w obozie w Sachsenhauzen w ramach operacji Bernhard, której celem było zalanie fałszywkami brytyjskich rynków i doprowadzenie do krachu gospodarki tego kraju. Co prawda nie natrafiono na spodziewane sztaby złota będące częścią skarbu Rzeszy, nie mniej jednak znalezisko było dowodem na to, że Niemcy, w ostatnich miesiącach trwania wojny, pozbywali się kłopotliwych świadectw swoich niecnych uczynków w trudno dostępnych miejscach.


wtorek, 28 sierpnia 2018

Anna Letenská- tragedia komediowej aktorki

Późnym wieczorem, w pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia, 25 grudnia 1942 roku, zgromadzona tłumnie w praskim Pałacu Lucerna publiczność pękała ze śmiechu na premierze komedii "Zaraz wracam" ("Přijdu hned") w reżyserii Otakara Vávry. Opowieść o perypetiach spadkowych pana Barvínka- wypychacza zwierząt z Malej Strany, ku nieukrywanej radości producenta obrazu- czeskiego magnata filmowego Miloša Havla, spotkała się z ciepłym przyjęciem widzów, co zwiastowało kolejny kasowy sukces.  
Stolica Protektoratu z wolna dochodziła wówczas do siebie po eskalacji nazistowskiej wściekłości, która nastąpiła po majowym zamachu na  Reinharda Heydricha. W złowieszczej"heydrichiadzie" zginęło grubo ponad 1,5 tysiąca Czechów, zaś bestialska zagłada Leżaków i Libic była "szczytowym osiągnięciem" hitlerowskiego terroru, który odbił się w świecie szerokim echem.
W tryby heidrichiadowskiej maszyny śmierci wciągnięta została także, w dość szczególnych  i dramatycznych okolicznościach, popularna czeska aktorka, w "Přijdu hned" odgrywająca rolę dozorczyni kamienicy, w której mieszkał główny bohater - Anna Letenská. W momencie premiery filmu, o czym oczywiście nikt jeszcze wówczas nie mógł wiedzieć, nie żyła już od dwóch miesięcy...

Anna Letenská

Andula, bo tak zwracali się do niej rodzice i przyjaciele, przyszła na świat w podpilzneńskich Nýřanach 29 sierpnia 1904 roku, w aktorskiej rodzinie Oldřicha i Marie Svobodów. Od dziecka przejawiała komediowe talenty, które zostały docenione podczas jej pierwszych występów w teatrzykach wędrownych. Mając piętnaście lat, a więc już po ustanowieniu państwowości czechosłowackiej, zaczęła grać w prowadzonej przez ojca grupie teatralnej Suková – Kramuelová, zaś w roku 1921 trafiła do Południowoczeskiego Teatru Narodowego (Jihočeské národní divadlo) w Czeskich Budziejowicach. 
Jej dalsza kariera sceniczna rozwijała się na Słowacji (Koszyce, Bratysława) i Morawach (Ołomuniec). Stamtąd w roku 1935 trafiła do Kladna, by po roku spełnić własne marzenie i po raz pierwszy wystąpić w stolicy. W sierpniu 1939 dostała wyśniony angaż w Teatrze Miejskim na Vinohradach. Od dwóch lat pokazywała już wówczas swój talent także na szklanym ekranie. Debiutowała w roku 1937 filmem "Kříž u potoka".

Nie wyróżniała się szczególną urodą, ale właśnie dzięki wyglądowi i charakterze- pełniejszym kształtom i gadatliwości oraz niebywałemu talentowi komicznemu była predysponowana do ról dziewczyn i kobiet stanowczych, energicznych, pełnych temperamentu (były to zazwyczaj tzw. "dziewki z ludu", w których skórze znakomicie się czuła).  


środa, 22 sierpnia 2018

Od Jasině do Aše republika je naše

Kolejną podróż w czeską historię rozpocznę od z życia wziętej anegdoty. Turyści podróżujący po zachodniej Ukrainie spotkali kiedyś pewną staruszkę. Wdali się z nią w rozmowę, która zeszła na temat, kto odwiedził jakie państwo. Staruszka rzekła wówczas: "Byłam w Austro- Węgrzech, w Czechosłowacji, na Węgrzech, w Związku Radzieckim i na Ukrainie" "Ooo babciu"- rzekli turyści- "toście niezła podróżniczka". "Nigdy nie wyściubiłam nosa z Mukaczewa"- odrzekła babcia...
Zajrzyjmy na Ruś Podkarpacką i poznajmy fragment jej historii. Czeskiej historii.


Widoczne na zdjęciu drewniane cudeńko- kościół pod wezwaniem św. Michała Archanioła- zbudowano w stylu tzw. baroku ludowego, w drugiej połowie XVII wieku, 800 kilometrów na wschód od czeskiej stolicy, w miejscowości Nagy Lucska (Velyki Lučky) wchodzącej ówcześnie w skład Królestwa Węgier. Dziś świątynia zdobi podnóże najwyższego wzgórza Pragi, słynącego głównie z "siostrzanej" dla budowli zaprojektowanej przez Eiffla wieży widokowej- Petřína.

Kościół stoi w Ogrodzie Kinskiego na Smíchovie już prawie dziewięć dekad i jest jedną z niewielu pamiątek po wyjątkowym epizodzie czeskiej, a w zasadzie czechosłowackiej, historii- terytorialnym związku z Rusią Podkarpacką. Wspomnieniem o czasach, kiedy czechosłowacka I Republika sięgała od Aszu na zachodzie aż po daleko na wschód wysuniętą Jasinę.

Ruś Podkarpacka przed I wojną światową

Przez wieki skomplikowanych dziejów, Czechów z Rusinami, nie uwzględniając niuansów związanych z prasłowiańszczyzną i nie do końca uwiarygodnionych domniemań o wspólnej przeszłości w ramach epizodu z ekspansji Wielkich Moraw, nie łączyło praktycznie nic.
Tereny te już w X stuleciu opanowali Węgrzy i trzymali je w luźniejszych bądź bardziej ścisłych ryzach przez niemal tysiąc lat.

Ruś Podkarpacka na współczesnej mapie Europy (w granicach Ukrainy)

Ruś Podkarpacka w granicach współczesnej Ukrainy

Panowanie węgierskie, pomimo, iż Ruś Podkarpacka była peryferyjną, biedną i najbardziej zacofaną częścią monarchii, odcisnęło swoje piętno na historii tego rejonu. Konflikty pomiędzy katolickimi Habsburgami a protestanckimi książętami Siedmiogrodu wpłynęły na zróżnicowanie religijne dotychczas jednolitej w swojej prawosławnej masie ludności słowiańskiej. Na przełomie XVII i XVIII wieku, po uniach kościelnych: użhorodzkiej (1646), mukaczewskiej (1664) i marmaroskiej (1713) prawosławie zostało tu niemal całkowicie wyparte przez grekokatolicyzm. Do tego  doszły akcje kolonizacyjne inspirowane co jakiś czas przez władze w Budapeszcie i Wiedniu, skutkiem których było stworzenie z Rusi Podkarpackiej swoistego kotła z mieszanką różnych narodowości.
Spis powszechny z 1846 roku wykazał na opisywanym terenie 469 tys. mieszkańców, z czego 235 tys. Rusinów, 120 tys. Węgrów, 65 tys. Rumunów, 25 tys. Żydów, 14 tys. Słowaków i 10 tys. Niemców. 

Przełomowym okresem dla historii Zakarpacia (terminów Ruś Podkarpacka i Zakarpacie będę używać zamiennie, ponieważ pierwsza nazwa przyjęła się w czeskiej historiografii, zaś drugiej, zapewne aby nie mieszać tego rejonu geograficznego z polskim Podkarpaciem, używa się najczęściej w polskich opracowaniach)  stała się połowa XIX wieku, kiedy to wśród społeczności rusińskiej zaczęła się budzić świadomość narodowa. W 1843 Michał Łuczkaj spisał pierwszą „Historię Rusinów Karpackich”, w 1847 Aleksander Duchnowicz wydał pierwszy rusiński elementarz. W tym czasie stał się również wyraźny etnograficzny podział ludności rusińskiej na ŁemkówBojków i Hucułów
Pierwszy ograniczony samorząd rusiński utworzono na tym terenie w roku 1849, kiedy to, staraniem aktywnego działacza narodowego i uczestnika Zjazdu Słowiańskiego w Pradze Adolfa Dobrianskyj'ego, połączono tzw. ruskie komitaty w jeden Ruski Kraj. Dobrianskyj, który wysuwał wizje przyszłego połączenia Zakarpacia ze wschodnią Galicją i Bukowiną we wspólne państwo rusińskie, został powołany na stanowisko naczelnika (żupana) Ruskiego Kraju w granicach Węgier. Autonomia ta przetrwała jednak zaledwie rok, po czym została zlikwidowana przez absolutystyczny rząd austriacki. 
Adolf Dobrianskyj