sobota, 17 marca 2018

Morawscy Chorwaci




Wydarzenia związane z rozpoczęciem, przebiegiem i zakończeniem drugiej wojny światowej skomplikowały losy wielu narodów. Była ona jednak jedynie kontynuacją procesów, które rozpoczęły się o wiele wcześniej. Niektórzy historycy są nawet skłonni uznać, że tak w zasadzie nie było dwóch wojen, tylko jedna, rozpoczęta w 1914 i zakończona w 1945 roku, w której pomiędzy 1918 a 1939 trwał pełen napięć rozejm. 
Decyzje wersalskie z roku 1919, stanowiące dla jednych, m.in. dla Czechów czy Polaków, koniec niepodległościowych problemów, dla innych, w tym zwłaszcza dla pokonanych Niemców, były po prostu niesprawiedliwym dyktatem. W imię wilsonowskiej idei samostanowienia mapę Europy wzbogaciły nowe państwa narodowe. Niemal wszystkie miały w okresie międzywojennym róznorakiego typu problemy z mniejszościami różnych nacji. 
Poniższa historia traktuje o jednej z nich- morawskich Chorwatach, których pokręcone losy wyrzuciły z nadadriatyckiej ojczyzny i kazały być świadkami konfikltu czesko- niemieckiego, na którym ostatecznie (nawet wobec faktu, iż zbytnio się w niego nie angażowali) wyszli dość tragicznie.

Narodowe państwo chorwackie powstało na wschodnim wybrzeżu Morza Adriatyckiego na początku X wieku ze zjednoczenia południowej Chorwacji Nadmorskiej, zwanej też Dalmatyńską (dawna rzymska prowincja Dalmacja) oraz Chorwacji Posawskiej lub Panońskiej na północy. Zjednoczycielem był książę Tomisław, wnuk założyciela pierwszej i ostatniej chorwackiej dynastii- rodu Trpimirowiciów. 
W II połowie wieku XI, w czasach panowania króla Piotra Krzesimira IV, do państwa dołączono trzecią część składową-leżącą na południe od Dalmacji tzw. Dalmację Bizantyjską z miastami Zadar, Split i Dubrownik oraz adriatyckimi wyspami. Zważywszy, że władca ten przyłączył do swojego państwa tymczasowo nawet Bośnię- był to szczyt potęgi średniowiecznej Chorwacji. 
Niestety- potem już było tylko pod górkę. Ostatni przedstawiciel dynastii Trpimirowiciów, król Zwonimir Dymitr, zmarł w roku 1089. Po krótkim okresie wojen domowych i węgierskich interwencji, Chorwacja weszła ostatecznie w 1102 roku w skład państwa Arpadów jako jego autonomiczna część. Od tej pory dzieliła swoje losy z Węgrami, a stan ten trwał w zasadzie aż po rok 1918, kiedy na gruzach Austro- Węgier powstało Królestwo Serbów, Chorwatów i Słoweńców.

 Kiedy Węgry, Wenecja i Bizancjum toczyły w basenie Morza Adriatyckiego swoje nieustające wojny, a Papiestwo urządzało kolejne krucjaty przeciwko Arabom i heretykom z Konstantynopola, w spustoszonej najazdem mongolskim Anatolii rósł w siłę organizm państwowy, którego granice w XIV wieku przekroczyły kontynent azjatycki i sięgnęły europejskiego wybrzeża Morza Czarnego. Turcja Osmańska, bo o niej mowa, rozpoczęła etap bałkańskiej ekspansji, połykając kolejne terytoria bizantyjskie, podbijając Serbię, Czarnogórę oraz Bośnię i Hercegowinę.  W roku 1444, pod Warną, Turcy rozbili w puch polsko-węgierską wyprawę wojskową, 9 lat później padł ostatni bastion dawnego Cesarstwa Bizantyjskiego- Konstantynopol. Kolejni sułtanowie parli na północ, w stronę Budy i Wiednia, po drodze podbijając tereny nad Adriatykiem.

Około roku 1468 przyszła kolej na Chorwację. Nie mogąc liczyć na skuteczną pomoc ze strony Węgier, kolejni banowie, celem wzmocnienia obrony kraju, nakładali na podległą im ludność coraz to nowe podatki, co jednak dodatkowo potęgowało chaos, wywołując powstania ludowe. Feudałom chorwackim udało się co prawda dwukrotnie (1483 i 1491) pokonać najeźdźców z południa, jednak w decydującej bitwie na Krbavskim Polju, 9 września 1493, ban Emerik Derencin, a wraz z nim kwiat chorwackiej szlachty, ponieśli klęskę. Nic już nie stało na przeszkodzie do bezkarnego pustoszenia kraju przez Turków. A szczyt potęgi osmańskiej miał dopiero nadejść za kilkanaście lat, wraz z sułtanem Sulejmanem Wspaniałym...

Komplikująca się sytuacja na Węgrzech była wypadkową wydarzeń, jakie wystąpiły po śmierci króla Macieja Korwina (1490). Jego następca- król Czech Władysław Jagiellończyk (nazywany w czeskiej historiografii "królem dobrze, dobrze"), dał sobie wejść na głowę węgierskim magnatom, co nie wróżyło pozytywnego rozstrzygnięcia wysiłkom zatrzymania nawały tureckiej. Węgry pozostawały w postępującej defensywie także za panowania jego syna- Ludwika II, a odwlekaną z roku na rok katastrofę zakończyła słynna bitwa pod Mochaczem (1526), gdzie Turcy po raz kolejny pokazali armii węgierskiej miejsce w szeregu. Zginęło ok. 17 tysięcy z 25 tysięcy Węgrów biorących udział w walce, a wśród nich sam król Ludwik II.  

Na pole bitwy nie zdążyły dotrzeć posiłki chorwackie pod wodzą Krsta Frankopana. 5 tysięczny oddział był jednak za o wiele za małą siłą, aby obronić Chorwację przez kilkudziesięciotysięczną armią osmańską. 

Tymczasem, na wskutek układów zawartych wcześniej pomiędzy czesko- węgierskimi Jagiellonami a Habsburgami, formalnym nowym królem Czech i Węgier został Ferdynand I. Zanim jednak zdołał dotrzeć do Budy- komitaty węgierskie wybrały swojego kandydata- Jana Zapolyę. Nawet wobec śmiertelnego zagrożenia nie potrafiono więc osiągnąć kompromisu. Aby zapobiec odebraniu władzy Zapolya związał się sojuszem przeciw Habsburgom z ...tureckim sułtanem. Efektem tej zagmatwanej sytuacji był podział Węgier na trzy części, a wojska tureckie kilka lat później wkroczyły do Budy i Pesztu czyniąc z dumnej niegdyś węgierskiej stolicy centrum administracyjne kolejnej tureckiej prowincji.

Chorwacja, wraz z północno- zachodnimi Węgrami, przypadła Habsburgom. Ferdynand I, w roku 1527, koronowany został na króla Chorwacji (szlachta w Slawonii na tron powołała jednak Zapolyę). Zdając sobie sprawę z faktu, iż wobec stale grożącego ataku tureckiego, jego pozycja na nowo obejmowanych tronach jest więcej niż niepewna- poczynił wobec węgierskiej i chorwackiej szlachty szereg obietnic. Chorwatom zapewniono m.in. ziemie w innych, spokojniejszych częściach monarchii, jeżeli doszłoby do kolejnych aneksji tureckich w ich ojczyźnie. Akt ten uważa się za przysłowiową furtkę, która w przeciągu kilkunastu następnych lat po wyborze Ferdynanda spowodowała odpływ dużej liczby ludności z rdzennej Chorwacji w owe spokojniejsze rejony monarchii.  

Furtką otworzoną przez Ferdynanda I grupy Chorwatów, niezadowolonych z rosnących podatków, zmęczonych ciągłymi wojnami i bezpośrednio zagrożonych wypadami wojsk osmańskich, odchodziły na północ, wybrzeżem ku Istrii i Friuli, przez rzeki Kupę i Sutlę do Słowenii, część emigrantów zdecydowała się nawet na stałe opuścić państwo Habsburgów żeglując przez adriatyckie wyspy w stronę Italii. Najbardziej odważni zdecydowali się na daleką podróż docierając pod koniec lat 20-tych XVI wieku aż na Morawy.

Na spustoszone przez wojny husyckie i następującą po nich wojnę o sukcesję węgierską oraz mnogie epidemie morawskie ziemie jako pierwszy zaprosił gości znad Adriatyku Jiří Hartman z Lichtenštejna. Osadnicy zajęli opustoszałe wioski Frélichov koło Drnholca oraz Charvátská Nová Ves i Poštorná w pobliżu Valtic. Kilka rodzin zamieszkało także w Lednicach. 

Musieli dobrze gospodarować, skoro Hartmann II z Lichtenštejna, pięć dekad później, sprowadził następnych Chorwatów do Nového Přerova, Dobrého Pola, Kulenfurtu (dziś Brod nad Dyjí), Hlohovci i Hrušovan nad Jevišovkou. Ta druga fala osadników chorwackich przyszła na Morawy Południowe najprawdopodobniej nie wprost z Chorwacji, ale ze swoich tymczasowych siedlisk w Austrii i na Węgrzech. 

 

Nowa społeczność rzeczywiście szybko dostosowała się do morawskich warunków. Chorwackie rodziny, które trafiły do czeskich (morawskich) wiosek, z czasem zatraciły dawną narodową tożsamość, o której czasem tylko (jeszcze i dziś) przypomina im nazwisko "Charvát"(względnie "Krobot'). Większe zbiorowości chorwackie trzymały się razem przez wieki, kultywując swoje zwyczaje i mowę, w końcu jednak zostały zasymilowane przez słowiańskie środowisko. Tak było w Charvátské Nové Vsi i w Poštorné, gdzie proces asymilacyjny zakończył się w XVIII wieku, a także w Hlohovci, gdzie po starochorwacku mówiono jeszcze na początku wieku XX.

 

Inaczej rzecz się miała z wtapianiem się społeczność niemieckojęzyczną, która zamieszkiwała zwarty obszar wiosek i miasteczek w okolicach Mikulova. Tu już różnice w słownictwie były nie do przeskoczenia. Chorwaci mieszkający we Frélichově (dziś Jevišovka), w Novém Přerově i w Dobrém Poli nie dali się zgermanizować przyjmując po prostu język niemiecki za taki, który warto znać, na co dzień jednak porozumiewali się mowie swoich przodków. Sytuacja ta trwała aż do tragicznych wydarzeń roku 1948.

 

Przez wieki współistnienia z Czechami i Niemcami morawscy Chorwaci dali się poznać przede wszystkim jako dobrzy gospodarze. Słowo "Chorwat" stało się w okolicy synonimem solidności i rzetelności. Śluby zawierali raczej w swoim własnym środowisku i aż do XIX wieku wżenić się do chorwackiej rodziny na Morawach graniczyło niemal z cudem (jeżeli czyniono od tej zasady odstępstwa- kończyło się to zazwyczaj asymilacją wżenionego i jego potomstwa, "schorwatczeniem").  

 

Swoich zwyczajów i obyczajów przestrzegali w sposób dość konserwatywny, niechętnie ulegali wszelkim nowinkom. W opinii sąsiadów byli ludźmi dumnymi, nic sobie nie robiącymi ze wszelkich żartów i docinków o "Krobotach". Mężczyźni byli zazwyczaj wysocy i silni, kobiety piękne.

 

Tak przetrwali na Morawach trzysta lat. Aż przyszedł wiek nacjonalizmów i starał się zmusć tę społeczność do zajęcia stanowiska w konflikcie czesko-niemieckim. Z jednej strony, od 1805, narzucono im obowiązek kształcenia w języku, bez znajomości którego wszelka kariera zawodowa w monarchii habsburskiej i tak była nie do przyjęcia. Z drugiej zaś ową "oblężoną słowiańską twierdzę w morzu germańskim" zaczęli masowo odwiedzać czescy inteligenci wyrażając głośno swoje obawy o przyszłość "swoich" Chorwatów wobec rosnącej niemieckiej samoświadomości. Mimo nacisków nie dali się przeciągnąć ani na niemiecką, ani na czeska stronę. Chcieli po prostu, jak dawniej, dobrze gospodarzyć i spokojnie żyć. Rzeczywistość zmieniało się jednak bardzo szybko.

 

Po raz pierwszy do "wielkiej polityki", z której ostatecznie zrodzić się miała I Republika Czechosłowacka, Chorwatów morawskich starał się "na papierze" włączyć Tomáš Garrigue Masaryk planując połączenie ziem czeskich z jugosłowiańskimi (o korytarzu tym pisałem już w artykule pt. "Czeska Maffia i Królestwo Serbsko- Czeskie"). Ostatecznie zrezygnowano z tej mało realnej koncepcji, a mała społeczność chorwacka, nie zmieniając swojego położenia względem "germańskiego morza", pod koniec października roku 1918 znalazła się w składzie Czechosłowacji.

 

W I. Republice, wobec śladowego jedynie zasiedlenia Południowych Moraw przez ludność czeskojęzyczną, chorwackie wioski wokół Mikulova stały się swoistą słowiańską "kotwicą". We  Frélichově, w którym mieszkało około tysiąca Chorwatów (łącznie spis powszechny z roku 1921 wykazał w trzech wioskach (oprócz Frélichova jeszcze w Novém Přerově i w Dobrém Poli) 1682 mieszkańców tej narodowości) otworzono w 1921 czeską szkołę mieszczańską, do której uczęszczały chorwackie dzieci z okolicy. Ogólnie jednak czescy sąsiedzi już wówczas zaczęli traktować Chorwatów dość nieufnie. Bezkonfliktowe współżycie z Niemcami, mimo górnolotnych deklaracji Masaryka wobec zachodnich sojuszników, zapalało niejedną patriotyczną czeską głowę. 

 

Prawdziwą cezurę w dziejach potomków dawnych chorwackich uchodźców przez Turkami przyniósł rok 1938. Na wskutek decyzji monachijskich, wraz z innymi ziemiami czeskiego pogranicza, swoją przynależność państwową zmieniły okolice Mikulova. Teraz Chorwaci morawscy stali się obywatelami III Rzeszy, ze wszystkimi przywilejami, ale też konsekwencjami, jakie to za sobą niosło. Ci, którzy przed Monachium udzielali się w jakikolwiek sposób w czechosłowackich organizacjach, odeszli na północ, do Protektoratu Czech i Moraw. Olbrzymia większość jednak pozostała. Byli przecież rolnikami, a dobrzy gospodarze nie porzucają  swojej ziemi...

 

Spod mało szkodliwego czeskiego deszczu dostali się pod lejącą szerokim strumieniem niemiecką rynnę. "Spadochroniarze" spod znaku NSDAP dość zgodnie zaszeregowali Chorwatów pod przedmonachijskich kolaborantów z Czechami. Pozamykano, rzecz oczywista, czeskie szkoły, zmuszając dzieci do nauki w szkołach niemieckich. Publiczne porozumiewanie się w języku chorwackim zostało zakazane. Zlikwidowano też wszystkie chorwackie organizacje.

 

Największą uciążliwością, jaką przyniosła ze sobą nazistowska władza, była jednak dla morawskich Chorwatów obowiązkowa służba wojskowa. Nie sposób było jej uniknąć- w najlepszym przypadku groził za to obóz koncentracyjny. Wehrmacht wyciągał więc na fronty Europy słowiańskich młodzieńców spod Mikulova. Wielu miało już nie wrócić. Całkowitą liczbę poległych morawskich Chorwatów szacuje się na 232 osoby, co jest dość dużym odsetkiem zważywszy na fakt, że cała społeczność nie przekraczała 2 tysięcy mieszkańców...  

 

Wiosną roku 1945 roku wojna się skończyła. Zanim jednak do tego doszło, na przełomie kwietnia i maja, na Południowych Morawach trwały ostatnie walki pomiędzy wycofującymi się Niemcami a wkraczającą od wschodu Armią Czerwoną. Tereny, które znalazły się poza granicami Czechosłowacji na wskutek układy monachijskiego- automatycznie niejako traktowane były jako terytorium niemieckie ze wszelkimi tego faktu konsekwencjami: zniszczeniami, grabieżami, a zwłaszcza niczym praktycznie nie ograniczanymi gwałtami.

Także Niemcy pozostawili na opuszczonym terytorium podmikulovskim uciążliwe dla chorwackich rolników,  śmiercionośne pamiątki w postaci pozakopywanych na okolicznych polach min przeciwpiechotnych. Jeszcze długie miesiące po zakończeniu wojny ginęli na nich ludzie.


Kiedy już odeszli Rosjanie, a oczyszczone z min pola zaczęły wydawać długo oczekiwane plony, spadł na morawskich Chorwatów kolejny cios. Tym razem ostatni...


W lutym roku 1948 władzę w Czechosłowacji przejęli komuniści. Rozpoczęło się tworzenie tzw. Komitetów Działania (
akční výbor). Co prawda nie miała one praktycznie żadnego prawnego umocowania, nie mniej jednak w rzeczywistości stały się pierwszymi realnymi organizacjami, poprzez które komunistyczna władza zaczęła wpływać na to, co się dzieje nawet w najmniejszych miejscowościach.

Akční výbor utworzono w Mikulovie już 24 lutego 1948 roku. Jedną z jego pierwszych decyzji była deportacja całej południowomorawskiej chorwackiej społeczności w inne rejony kraju, a zarazem jej rozproszenie.


Skąd taka decyzja? Otóż, podobnie jak w 1938 roku Niemcy traktowali Chorwatów jako "czeskich kolaborantów", tak teraz Czesi (komuniści) przylepili im, głównie z racji służby mężczyzn w Wehrmachcie, łatkę kolaborantów niemieckich. Na dodatek zaś, co oczywiście od razu skrupulatnie sprawdzono, ani jeden z uprawnionych do głosowania w wyborach do czechosłowackiego parlamentu w 1946 roku nie oddał głosu na komunistów...  

Silnie zżyta ze sobą, odporna na wszelkie polityczne eksperymenty, konserwatywna społeczność, utrzymująca na co dzień dobre stosunki z niemieckimi mieszkańcami Austrii (część pól uprawnych morawskich Chorwatów znajdowała się po drugiej stronie granicy), jawiła się jako żywotne zagrożenie dla państwa. Na pograniczu nie było miejsca dla "elementu niepewnego politycznie". Swoją rolę grały tu też bogate gospodarstwa, na które niejeden sprawca owych tragicznych dla Chorwatów decyzji zerkał łakomym okiem.


11 czerwca 1948 roku w Mikulovie odbyło się zebranie urzędników wojewódzkich i powiatowych, na którym opracowano zasady wysiedlenia wszystkich Chorwatów z Południowych Moraw. W dokumencie znalazło się też krótkie uzasadnienie powziętych kroków. Niewygodną mniejszość określono w nim jako poddaną długowiecznym wpływom niemieckim i bardzo na nie podatną, co w przyszłości mogłoby doprowadzić do zatracenia narodowej tożsamości. Przesiedlenie w inne rejony Czechosłowacji miało się stać środkiem zapobiegawczym przeciwko zniemczeniu, zaś rozproszenie zwartej społeczności wśród żywiołu czeskiego drogą do jej asymilacji z Czechami.


Zaraz potem działania antychorwackie przesunięto ze słów na czyny. Pierwsze wysiedlenia rozpoczęły się już pod koniec czerwca. Z pierwszą falą wyprowadzono z gospodarstw rodziny, na które padł choć cień podejrzenia o współpracę z nazistami. Tych zabrano faktycznie bez dobytku, z podręcznym bagażem, i osiedlono w poniemieckich, wyszabrowanych już wcześniej domach, których nie zajęli przesiedleńcy czescy. Reszcie pozwolono zebrać ostatnie żniwa, po czym wysiedlono najbardziej chorwacką wieś na Morawach- Nový Přerov. Transporty kolejowe wywiozły jej mieszkańców w okolice miast: Šternberk, Šumperk, Litovel i Opava. We wrześniu część chorwackich gospodarzy musiała opuścić Frélichov. Działania "czyszczące" okolice Mikulova z Chorwatów zakończono wysiedlając resztę wioski Dobré Pole wiosną roku 1950. Akcję zamknięto ostatecznie w roku 1952, po wyprowadzeniu ostatnich mieszanych rodzin.   


Chorwackie domy, gospodarstwa i pola szybko znalazły nowych właścicieli. Postarały się o to władze aby uniknąć stanu "pustki ekonomicznej i gospodarczej", a w rzeczywistości po to, aby uniemożliwić wyprowadzonym wszelkie kroki nakierunkowane na powrót w rodzinne strony. Łącznie, pomiędzy rokiem 1948 a 1952 właścicieli zmieniło 587 chorwackich gospodarstw i domów, z których w inne rejony Czechosłowacji przymusowo wywieziono ponad 2 tysiące morawskich Chorwatów.


Dawnych mieszkańców Noveho Přerova, Dobreho Pola i Frélichova osiedlono w większości poniemieckich domach usytuowanych na terenie aż 118 miejscowości, w 34 powiatach Czechosłowacji.W związku z faktem, iż warunki, które im zapewniono, w wielu przypadkach nie pozwalały na godną egzystencję- to rozproszenie miało się w przyszłości jeszcze zwiększyć.


Niesprawiedliwie potraktowani Chorwaci nie stawiali oporu przy akcji przesiedleńczej. Docierali na nowe miejsca, które przydzielono im do zamieszkania, z przeświadczeniem, że ktoś tam "na górze" władzy po prostu się pomylił i sytuacja jest jak najbardziej tymczasowa. Wierzyli, że wkrótce ktoś ten błąd naprawi, a oni wrócą na tereny, gdzie oni, a przedtem ich przodkowie, żyli i pracowali przez ponad cztery stulecia. Dzień ten nigdy nie nastał. 


Po wyprowadzce dostali zakaz odwiedzania "starych kątów". Sytuacja ta trwała aż do końca stalinizmu. Potem restrykcje zostały zmniejszone, ale i tak do wyjazdu potrzebne było specjalne zezwolenie podbite przez zakład pracy i władze powiatowe, które na miejscu było skrupulatnie sprawdzane przez czechosłowackich pograniczników. 

Nowi mieszkańcy na chorwackich "gości" spoglądali podejrzliwie, z podświadomym strachem wynikającym z wiedzy, że mieszkają w pochorwackich domach nie do końca legalnie. Bali się, iż pewnego dnia ktoś postanowi "odkręcić" pomyłkę z roku 1948 i mogą podzielić los swoich poprzedników. Tymczasem, po latach, zdążyli się już poważnie zżyć z tą piękną ziemią.


Aż do upadku czechosłowackiego komunizmu w roku 1989 decyzja taka nie zapadła. Potem było już za późno. Chorwacka społeczność w większości, zgodnie z założeniami twórców koncepcji wysiedleń, utonęła w czeskim morzu. Już dzieci z mieszanych małżeństw przestawały mówić w pielęgnowanym od momentu ucieczki przed Turkami z właściwej ojczyzny języku. Dziś tożsamość morawskich Chorwatów pielęgnują jedynie nieliczni zapaleńcy zrzeszeni w utworzonym w 1991 roku Stowarzyszeniu obywateli narodowości chorwackiej w Republice Czeskiej (Sdružení občanů chorvatské národnosti v ČR). 


Co roku, na początku września, w Jevišovce (dawnym Frélichově), celem podtrzymania dawnych tradycji, ww. stowarzyszenie urządza imprezę folklorystyczną- trwający trzy dni kiritof. Będąc w tym czasie w okolicach Mikulova- wręcz nie wypada na niego nie zajrzeć. Tym bardziej mając wiedzę, że za kilka lat może zabraknąć chętnych do kultywowania tego kolorowego święta... 





W 2007 roku władze Republiki Chorwackiej wykupiły stare probostwo w Jevišovce celem przekształcenia go w muzeum morawskich Chorwatów. Dziś muzeum funkcjonuje jako Chorwacki Dom.




Pracownicy tej instytucji pieczołowicie zbierają wszelkie pamiątki przypominające o czterystuletniej przeszłości tej ziemi- historii, która tworzyli dumni chorwaccy gospodarze, których przodkowie niegdyś uciekli przed osmańskim jarzmem.


niedziela, 4 marca 2018

Dynastia




Patrząc na całokształt dziejów Europy i świata pod określonymi kątami- zauważyć można niejedną prawidłowość. Jednak zarówno w starożytności, jak i w czasach późniejszych, do współczesności włącznie, bardzo rzadko miało się i ma do czynienia z sytuacją, kiedy w jednej rodzinie, a nawet, jak w opisywanym poniżej przypadku, dwóch spokrewnionych, wybitne osobowości występują w trzech bezpośrednio po sobie następujących pokoleniach. Taka pohádka dzieje się właśnie obecnie, na naszych oczach, tuż za naszą południową granicą...


Jan I

Kiedy tuż po wojnie rodzice 4-letniego wówczas Honzy a opuszczali Pragę i przenosili się do Karlovych Varów, ewentualna kariera hokejowa chłopca zdawała się być przesądzona. W narodowym czeskim sporcie królowała wówczas niepodzielnie jedna drużyna- LTC Praga- zdobywca 10 tytułów mistrzowskich Czechosłowacji (po roku 1945 zdobyła jeszcze trzy dalsze) i czterokrotny mistrz Protektoratu Czech i Moraw. Co ciekawe- LTC było skrótem od Lawn TENNIS Club, bo sekcja hokejowa była pierwotnie jedynie dobudówką do istniejącego od roku 1904 praskiego klubu tenisowego. Na wyżyny czechosłowackiego hokeja wywindował LTC rozłam w szeregach lokalnego rywala- praskiej Sparty, której najlepsi zawodnicy, z powodów finansowych, postanowili zmienić barwy klubowe i założyć czerwono- żółte koszulki LTC. 
Karlove Vary, z punktu widzenia sportu hokejowego, nigdy nie miały bardzo wysokich notowań (zdobycie mistrza kraju świętowano tu zaledwie raz, w sezonie 2008/2009). Założona w 1932 roku Slavia Karlove Vary za swoje lodowisko miała po prostu zamarznięty staw w parku Malé Versailles. Profesjonalny obiekt powstał dopiero trzy lata po wprowadzeniu się  Klapáčów do miasta. Przypadek sprawił, że nowe lodowisko dla graczy Slavii wybudowano wprost na przeciwko ich domu. To zdeterminowało fakt podjęcia hokejowych treningów przez Janka i jego młodszego, urodzonego już w Karlovych Varach, brata Mirka. W tym czasie, od roku 1953, klub grał już pod nowym szyldem- jako Dynamo.
Chłopcy zostali sami z matką i reperowali domowy budżet pieniędzmi za zdobyte ligowe punkty. 
Janek wszedł do pierwszej drużyny Dynama już jako szesnastolatek, w sezonie 1957/58. Grając jako napastnik, rok później, z dorobkiem 20 goli, był już jego najlepszym ligowym strzelcem. Obiecująco zapowiadająca się kariera w Dynamie została jednak dość szybko przerwana- dostał powołanie do wojska.
Tu jednak w sukurs przyszedł młodemu  Klapáčovi sam system. Podobnie jak w PRL, obiecujących graczy wyróżniających się w różnych dyscyplinach, przechwytywały kluby "branżowe". Tym sposobem przyszły gwiazdor, wraz z czterdziestką innych "hokejowych poborowych" dostał się na obóz "draftowy" Dukli Jihlava w Opavie. Na działaczach i trenerach zrobił wrażenie. W Jihlavie budowano wówczas ambitną ekipę, a Klapáč wpasował się w nią wręcz idealnie.