poniedziałek, 4 grudnia 2017

O co chodzi z Chodami. Część I, Wolna straż czeskiej granicy



Wędrując wzdłuż zachodniej granicy Czech nie sposób nie natknąć się na Chodsko. Kraina ta, leżąca godzinę drogi od Pilzna, stanowi dziś część regionu turystycznego Szumawa/ Czeski Las. 
Tyle w geograficznym skrócie.



Treścią niniejszych wpisów nie będzie jednak rozwodzenie się nad niewątpliwymi atutami turystycznymi Chodska, ale koleje losów jego szczególnych mieszkańców- Chodów oraz kilka związanych z nimi ciekawostek.


Uprowadzeni, przegonieni czy osiedleni?


    Historycy w Republice Czeskiej przelali morze atramentu próbując jednoznacznie wyjaśnić, skąd na rubieżach ich vlasti w średniowieczu pojawili się ludzie, o których          z bardzo dużą dozą prawdopodobieństwa można jedynie rzec, iż pierwotnie nie byli Czechami. Od sąsiadów odróżniali się obyczajami, strojem, a także, o ile nie językiem, to przynajmniej dialektem.

    Jedna z teorii głosi, że późniejszych strażników granic przyprowadził ze sobą książę Brzetysław z ...Polski. Mogli stanowić część łupów jego "blitzkriegu" z roku 1038. Kroniki co prawda o tym milczą, ale Kosmas opisuje ze szczegółami podobny przypadek dotyczący mieszkańców Giecza, którzy dobrowolnie poddali się Brzetysławowi i ponoć sami poprosili o przeprowadzkę do Czech, gdzie dostali od księcia część lasu zwanego Černin. 
O gieczańskim rodowodzie miała przypominać nazwa Hedčany. Jeżeli dodalibyśmy do tego fakt usytuowania Hedčan w bliskości Pilzna, bylibyśmy już o krok od rozwiązania zagadki. Dowodów na to jednak nie znajdziemy. Nie wiem też niestety, którą polską rzekę mają Czesi na myśli pisząc "Chodža poblíž knížecího Hnězdna" (Wikipedia).
   Inna, nowsza, hipoteza, głosi, że Chodowie przyszli z południa i byli najprawdopodobniej Serbami. Ich pierwsze siedziby znajdowały się po obu stronach Szumawy, dopiero kolonizacja bawarska przegoniła tych Słowian na wschodnią stronę lasu, gdzie potomkowie Chodów mieszkają po dziś dzień. Badania naukowe wykazały ponoć bliskość niektórych słów narzecza chodskiego z językiem serbskim. Koronnym argumentem na to miałaby być położona w bliskim sąsiedztwie historycznego centrum Chodska- Domažlic- miejscowość Srbice, która mogła stanowić kolebkę chodskiej kolonizacji na tym terenie.  
       Druga "południowa" teoria dotycząca pochodzenia Chodów wywodzi ich z południowej Słowacji, z której to ziemi mieli być uprowadzeni jako jeńcy przez wojska Przemysła Ottokara II. 
   W opracowaniu Franciszka Roubika "Historia Chodów spod Domažlic" można znaleźć też tezę, że Chodowie byli jednak plemieniem czeskim i zostali osadzeni w pobliżu wioski targowej Domažlice jeszcze w X wieku. Biorąc jednak pod uwagę rok wydania książki -1931- a więc czasy, gdzie w dobrym tonie było udowadniać czeskość ziemi czeskiej, przychylałbym się raczej do jednej z powyższych hipotez. 

Strażnicy granic

   Faktem pozostaje natomiast pierwszy wpis historyczny dotyczący Chodów. Zamieszczono go w tzw. kronice Dalimila (pierwszej kronice napisanej w języku czeskim), która powstała na początku XIV wieku.

"káza všěm vníti i kázá Chodóm o Němcích i o sobě les zarúbiti" 
((Brzetysław) polecił Chodom wyrąbać las i zrobić z pni zasieki przeciw Niemcom)

 Zapisek dotyczy bitwy księcia Brzetysława z królem niemieckim (i późniejszym cesarzem) Henrykiem III we Wszerubskim Przesmyku pod Bródkiem, pomiędzy Szumawą a Czeskim Lasem w 1040 roku. Chodowie mieli się wówczas poważnie przyczynić do zwycięstwa wojsk czeskich, ścięli i ułożyli bowiem drzewa, które wraz z konarami i gałęziami utworzyły zaporę niedostępną dla konnicy.


Droga wiodąca Przesmykiem Wszerubskim

Biegiem następnych wieków stali się Chodowie strażnikami granicy z Bawarią. Mieli obowiązek stałego "obchodu" granicy podczas pokoju. Od tego chodzenia zyskali zresztą najprawdopodobniej swoją nazwę a z nią także proporzec przedstawiający parę filcowych butów.


Pierwotny proporzec chodski

 Chodsko zamknęło się ostatecznie w granicach 11 wsi skupionych wokół miasta Domažlice: Chodov, Klenčí pod Čerchovem, Újezd, Postřekov, Draženov, Stráž, Tlumačov, Mrákov, Starý Klíčov, Chodská Lhota i Pocinovice (pierwotnie wsi było 12, ale osadnictwo w wiosce Horosedla ostatecznie zamarło). 

 

Mapa i symbole Chodska

Powinności i przywileje

 Chodowie czuwali więc, czy też aby zachodni sąsiedzi nie próbują przesuwać kamieni granicznych, nie trzebią lasów po czeskiej stronie, nie próbują nielegalnie poszerzać niemieckiego osadnictwa, albo też (nie daj Boże) nie planują najazdu. Przekraczających granicę kupców odprowadzali na stanicę celną w Domažlicach. W razie wojny mieli kłaść na drogi wyżej wzmiankowane zasieki oraz dawać odpór mniejszym oddziałom nieprzyjaciół. 

   Zależeli bezpośrednio od króla i przez prawie pół tysiąclecia nominalnie nie miał nad nimi władzy żaden pan feudalny.

    W  ramach nagrody za wierną służbę, począwszy od panowania Jana Luksemburskiego (1310-1346), a skończywszy na cesarzu Macieju Habsburgu (1611-1619) zyskali z tytułu straży granicy szereg przywilejów, spisanych i nie spisanych. Łączna ilość tych pierwszych  zawarła się w liczbie 24. Żaden z nich nie zachował się do dziś w oryginale.

   Chodom zagwarantowano przede wszystkim swobodne korzystanie z dobrodziejstw lasów i łąk (polowanie, wypas bydła), mogli się swobodnie przeprowadzać i  dysponować własnym majątkiem. Na sądach mieli postępować według praw miejskich Domažlic

   W roku 1456 gminy chodskie wspólnie zakupiły urząd wójtowski w Domažlicach. Wydany w tymże roku przywilej  gwarantował Chodom prawo do własnego sądu, w skład którego mieli wchodzić przedstawiciele wszystkich chodskich wiosek "domažlickich". Jego prerogatywy były bardzo szerokie- sąd mógł zwalniać chłopów z poddaństwa, a także przyjmować do wiosek nowych osadników. Przywilej potwierdzał także dawne prawa, w tym wykonywanie zawodów rzemieślniczych i prawo kształcenia w nich swoich dzieci.

  Najważniejszym jednak przywilejem, którego potwierdzenia nie udało się jednak Chodom uzyskać na piśmie, było oswobodzenie od powinności na rzecz pańskiego dworu (pańszczyzna).


Przywileje chodskie ( z dopisanym 25 Fryderyka Wittelsbacha)

Izba Pamieci Jana Sladkeho Koziny w Ujeździe

                                                                         Koniec złotych czasów

 Profesjonalizacja wojska, rosnące upowszechnienie broni palnej, zmniejszająca się ilość konfliktów zbrojnych w okolicy, a następnie prawie zupełne "wyciszenie" zachodniej granicy Czech (przebieg granic zaczęły gwarantować dwustronne umowy międzypaństwowe) i budowa fortyfikacji czuwających nad przejściami przy głównych traktach  z  jednej  strony,  zaś z drugiej nowe czasy i rozszerzanie majątków pańskich      (w okresie po klęsce pod Białą Górą głównie niemieckich) wiążące się ze wzmożonym zapotrzebowaniem na robotników rolnych, a także zmiana dawnej chaotycznej gospodarki feudalnej na bardziej planowaną, wymagającą wzrostu uzależnienia poddanych sprawiły, że nad chodską społeczność nadciągać zaczęły czarne chmury. 

   Dawni strażnicy granic nie potrafili zrozumieć nowych prawideł, zgodnie z którymi tego, czego nie ma na papierze- nie ma wcale. Przywileje chodskie tymczasem stały się anachronizmem, a kolejni władcy Czech dochodzili do wniosku, że straż chłopska na bawarskiej granicy stała się zbędna.  Zamiast  chodzić  bez celu po lasach mogli  przecież  z pożytkiem (dla panów) pracować w polu...  




Domažlice dziś, Brama Praska.

Włości domažlickich Chodów były już od XIV wieku doraźnie zastawiane przez czeskich królów. Pierwotnie jednak, kiedy jeszcze ich straż graniczna pełniła w systemie obronności państwa ważną rolę, zastawy te były dość szybko wykupywane.  

   Pierwsze symptomy faktu, że w "państwie chodskim" nie dzieje się już dobrze, nadeszły pod koniec XV stulecia. W latach 70-tych tego wieku Jarosław Lev z Rožmitálu sprzedał bowiem zastawione mu przez Jerzego z Podiebradów Chodsko Zdeňkovi ze Šternberka. Po nim tenże zastaw odziedziczyli synowie Jaroslav i Zdeslav, którzy z kolei opchnęli go dalej niejakiej  Katarzynie z Pecky, zaś ta zapisała zastaw swojej córce Markecie. Marketa wyszła za Henryka ze Švamberka i tym sposobem wioski domažlickie dostały się pod   uciążliwą   pieczę   jednego   z   najpotężniejszych   wówczas   rodów   szlacheckich w Czechach. 



 

 Herb Švamberków do roku 1484   




Herb Švamberków po przejęciu spadku po Rožemberkach



Piotr ze Švamberka

Płaskorzeźba nagrobkowa


Piotr od początku nic sobie nie robił ze starodawnych przywilejów swoich poddanych. Traktował Chodów na równi z innymi chłopami i zapędzał do roboty na pańskim. Przez lata trwały procesy sądowe, w których Chodowie oskarżali Piotra o nierespektowanie przywilejów, zaś Švamberk Chodów o nieposłuszeństwo. Okazją na pozbycie się niewygodnej zwierzchności Švamberków wydawało się być ogólnoczeskie powstanie stanowe przeciwko władzy cesarza Ferdynanda, które wybuchło w 1547 roku. Chodowie opowiedzieli się po stronie buntowników licząc, że po zwycięstwie ich ciemięzca- wierny stronnik cesarza- straci swoje prerogatywy. Stało się jednak odwrotnie. Klęska powstania spowodowała represje. Na początek obciążono Chodów karą 1000 kop miśnieńskich, co było sumą wprost niewyobrażalną. Przerażeni chłopi wysłali do Wiednia poselstwo z prośbą o zmniejszenie tej kwoty, na co zareagowano wysyłając do Domažlic specjalną komisję  w celu rozeznania sytuacji. Po stwierdzeniu na miejscu, że w okolicach panuje rzeczywiście bieda, zapadła decyzja o zmniejszeniu kary o połowę. Ostatecznie Chodowie spłacili 500 kop biorąc pożyczkę z niewiadomego źródła.  

   Dwa lata po powstaniu stanowym, dokładnie 3 marca 1549 roku, cesarz Ferdynand Habsburg potwierdził wszystkie chodskie przywileje, nie wniosło to jednak większych zmian do stosunków pomiędzy Chodami a Piotrem ze Švamberka. Nadal też trwały procesy sądowe, których wyroki nie wróżyły Chodom ostatecznego sukcesu. 

    W roku 1558 zdesperowani mieszkańcy okolic Domažlic wysłali poselstwo do Wiednia, do ich nominalnego zwierzchnika, cesarza, a zarazem czeskiego króla Ferdynanda I,  ten zaś dał sprawę do rozpatrzenia rezydującemu w Pradze synowi- arcyksięciu Ferdynandowi. Praskie jednanie także nie przyniosło spodziewanych rezultatów. Posłowie wrócili rozczarowani i z pustymi rękoma.

    Kolejne niepowodzenia w sądach sprawiły, że Chodowie skupili się następnie na odzyskaniu oryginałów spisanych dla nich przywilejów. Sądzili, że całościowo znajdują się w Domažlicach, jednak okazało się, że spoczywają w królewskiej kancelarii w Pradze. Ostatecznie dokumenty wróciły do Domažlic, ale złożono je zapieczętowane w ratuszu z zastrzeżeniem, żeby przywilejów Chodom nie wydawać, a jeżeli już, to tylko ich uwierzytelnione kopie.

Ferdynad I Habsburg


 Skarga na Švamberka z roku 1560 wyczerpała cierpliwość cesarza. Ferdynand opowiedział się ostatecznie stanowczo po stronie możnowładcy Piotra i dał mu prawo ukarania zastawionych poddanych na gardle, jeżeli trwać będą nadal w nieposłuszeństwie, Chodom zaś polecił bezwzględne poddanie się zwierzchności Piotra. Korzystając z dobrych wiatrów Piotr ze Švamberka już rok później zażądał surowych kar dla najbardziej buntowniczych Chodów. W tym momencie uciskani chłopi zmienili jednak taktykę. Zanim sprawa Piotra została rozpatrzona- Chodowie zwrócili się do sądu z zaskakującą propozycją.

Wykupieni za ... masło  

 

 Nie widząc innego wyjścia z sytuacji, domażliccy Chodowie zaproponowali cesarzowi, że sami wykupią zastaw Švamberków. Po zyskaniu przychylnego stanowiska komory królewskiej złożyli w 1562 roku oficjalną propozycję wykupu 11 domažlickich wsi. Elementem umowy miało być też oddanie Chodom oryginałów przywilejów, wydanie pieczęci oraz chorągwi.

    Sam Švamberk nie był zadowolony z obrotu sytuacji- wolał stały pobór opłat niż jednorazową wypłatę zastawu. Dwór cesarski, jak to zresztą zwykle bywało, cierpiał na niedobór gotówki, zaś chodzki zastaw był łakomym kąskiem. Wysokość zastawu oceniano na 4500 reńskich złotych, zaś Chodowie byli skłonni zapłacić 11 tysięcy talarów. Z uwagi na fakt, że płatność za zastaw miała wędrować bezpośrednio na dwór cesarski, zaś Wiedeń miał spłacić należność Švamberkom- transakcja była dla Habsburgów bardzo opłacalna- nadwyżka zostawała w cesarskiej kasie.

    Cały misterny plan miał tylko małą niedogodność. Chodowie proponując wykup nie do końca wiedzieli, skąd wziąć na niego środki...   W końcu wiedeńska komisja goszcząca nie tak w sumie dawno na Chodsku stwierdziła, że region jest ogólnie biedny.  Interes  z wykupem postanowiono ostatecznie sfinalizować poprzez zaciągnięcie pożyczki od samorządu miasta Augsburg (z taką inicjatywą wystąpił niemiecki kupiec- niejaki Hans Tyroll z Augsburga, który zresztą spodziewał się z tego tytułu osiągnąć osobiste korzyści i zyskać sporą prowizję od tej transakcji). 26 listopada 1568 roku Chodowie podpisali umowę o pożyczce z augsburską radą miejską. W dokumencie zapisano:

"każdego roku, na dzień św. Michała, (Chodowie) wyślą dostawę 30 tysięcy żejdlików dobrego czeskiego masła, żejdlik będzie wart 13 małych czeskich pieniędzy, które przelicza się jako 6 za 1 krajcar pieniędzy niemieckich". 

    K woli formalności dodam, że 1 żejdlik mieścił w sobie niecałe 0,5 litra, zaś "mały czeski pieniądz" to tzw. czarny pieniądz lub halerz. Nie wybijany już wówczas grosz praski był wart 14 takich "małych czeskich pieniędzy". 70 krajcarów składało się na 1 talara. Wykup chodzki, oferowany w kwocie 11 tysięcy talarów, dawałby w przeliczeniu 770 tysięcy krajcarów. 

   Raty w żejdlikach "dobrego czeskiego masła" Chodowie zobowiązali się spłacać tak długo, jak długo nie będzie wyrównana równowartość owych 11 tysięcy talarów. Koncentracja dostawy masła miała dokonywać się corocznie w Klenčí pod Čerchovem, zaś stamtąd odjeżdżać w asyście przedstawiciela Augsburga w około 250 kilometrową podróż do Bawarii.  

    Założenia były więc konkretne, jednak aż do sierpnia 1570 troku do Augsburga nie odjechał ani jeden transport masła. Dopiero kiedy przyszedł termin zapłaty pierwszej raty do Wiednia, przyciśnięci do ściany Chodowie wysłali szybko swoich ludzi do Augsburga z propozycją, że na św. Michała (29.09) ruszy pierwszy transport zawierający obiecane 30, a do tego jeszcze dodatkowo 20 tysięcy żejdlików masła. Augsburscy rajcy miejscy, mając złe doświadczenie z chodską słownością, długo nie chcieli się zgodzić na wydanie pieniędzy. W końcu jednak za Chodów zaręczył Jerzy Ilsung, wójt Górnej i Dolnej Szwabii.

    Tymczasem Piotr ze Švamberka wszelkimi sposobami próbował utrzymać swój zastaw. Wykorzystał w tym celu krewnego, radcę czeskiej komory królewskiej, Joachima ze Švamberka, próbował skłócić chodskich chłopów za pośrednictwem swojego przedstawiciela na Chodsku- Kwasniczka (wyszło mu to o tyle, że część Chodów wysłała do Pragi własne poselstwo z żądaniem...uniemożliwienia "samowykupu"), na koniec wysłał specjalną petycję do cesarza podpisaną przez 56 czeskich panów, w której próbował go uświadomić, że ów "samowykup", a w zasadzie pożyczka na niego zaciągnięta, sprawi, że z Chodów przez długie lata komora królewska nie będzie mieć żadnego użytku. Sprawy zaszły jednakże za daleko- cesarz myślał już tylko o chodskich talarach, zaś sami Chodowie przestali w 1567 roku płacić na rzecz Švamberków wszelkie roczne i bieżące zobowiązania.

    Wydarzenia roku 1570 toczyły się lawinowo. Cesarz polecił Piotrowi ze Švamberka wydanie zastawu komorze królewskiej do sześciu tygodni. W zamian za to przyrzekł mu, że Chodowie zapłacą wszelkie zaległe daniny na jego rzecz (których nie płacili od trzech lat). Švamberka co prawda zastawu nie wydał, ale Maksymilian II i tak przyjął pierwszą ratę wykupu od Chodów (pożyczone w Augsburgu 4 tysiące talarów). Potwierdził jej przyjęcie na piśmie, zatwierdzając równocześnie zgodę na wykup Chodów z zastawu, a także zaręczając, że Chodsko już nigdy żadnym zastawom podlegać nie będzie.

Maksymilian II Habsburg


  Švamberkowie byli jednak "twardymi zawodnikami", a przede wszystkim potrafili liczyć. Dług z chodskich powinności urósł do 1903 kop i 24 krajcarów, chłopi jednak dalej upierali się przy niepłaceniu. Podpierając się przywilejami stwierdzili w piśmie do czeskiej komory królewskiej, że jako strażnicy granicy są zobowiązani zwierzchności, której byli zastawieni, do zapłaty jedynie 24 grzywien srebra. Analiza przeprowadzona przez komorę stwierdziła z kolei, iż od stu lat płacą oni wyższy podatek- 700 kop miśnieńskich rocznie.

    Wszystkie te przepychanki zakończono ostatecznie trójstronnym dogadaniem się. Cesarz obiecał Švamberkowi zapłacić dużą część ww. zaległości z podatków chodskich, którą to kwotę z kolei Chodowie mieli oddać cesarzowi w przeciągu dwóch lat. "Na już" od Chodów miał dostać Švamberk 24 kopy i 24 grosze miśnieńskie. Po upływie sześciu lat od wykupu Chodowie mieli płacić na rzecz dworu cesarskiego takie same podatki, jakie płacili Švamberkom (chodzi prawdopodobnie o te 700 kop miśnieńskich). Do tego czasu środkami, które miałyby być przeznaczone na te podatki- Chodowie mieli spłacać swoje długi. Każdego roku miał być sporządzany z tego tytułu skrupulatny rachunek.

Nareszcie wolni!

 

      We  wrześniu  1570  roku  w  sprawie  wykupu  Chodska orzekł sąd komory królewskiej  w Pradze. 3 marca 1572 roku chodscy pełnomocnicy (w delegacji znaleźli się przedstawiciele wszystkich 11 osad: Matouš Janeček z Postřekova, Jakub Havran z Mrákova, Tomáš Halířek z Draženova, Matěj Střezek z Klíčova, Jan Šešelín ze Stráže, Martin Kuneš z Klenčí, Martin Mašina z Újezda, Jakub Beroušek z Chodova, Jakub Šváb ze Lhoty, Jirka Martinovic z Pocinovic a Ondřej Weiblinger z Tlumačova) przekazali na ręce królewskiego prokuratora, jako przedstawiciela cesarza, pozostałych 7 tysięcy talarów. Sąd komory królewskiej wkrótce po tym wypłacił Janowi Erazmowi ze Švamberka, który zastępował swojego chorego brata Piotra, 6750 kop miśnieńskich, co odpowiadało 4500 złotych reńskich na które wyceniony był zastaw.  

    Tym sposobem w małej czeskiej krainie na granicy z Bawarią miało miejsce wydarzenie, które w XVI- wiecznych realiach było wręcz cudem. Oto zwykli chłopi sami wykupili się z zastawu. Na dodatek zaś utarli nosa najbardziej wpływowemu rodowi szlacheckiemu w całym królestwie.  

   Chodowie domažliccy byli wolni. A przynajmniej tak im się przez czas jakiś mogło wydawać... 

      Koniec problemów ze Švamberkami podziałał na Chodów, jak byśmy to dziś powiedzieli, bardzo rozluźniająco. Zlekceważyli coroczne sporządzanie rachunków dla cesarza, z wielkimi oporami spłacili mu wyłożoną za ich niezapłacone podatki kwotę, jaką ten wyłożył Švamberkom, monitować zaczął ich też wójt Ilsung, bo spływało na niego odium za raty dla Augsburga, których Chodowie także nie płacili...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz