wtorek, 19 lipca 2022

Rovnou cestou do Kadaně...

Kadaň z mostu na rzece Ochrzy. Foto Wikipedia 
Autor: Petr Kinšt – Vlastní dílo, CC BY-SA 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=58052879

Rynek w Kadani, foto:Wikipedia
 Autor: SchiDD – Vlastní dílo, CC BY-SA 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=20237604

Kadaň to małe miasteczko w północno- zachodnich Czechach, w powiecie Chomutov, w kraju Usteckim. Małe, ale dość ludne, bo żyjąc od dziecka w postprzemysłowym Radzionkowie na Górnym Śląsku zawsze miałem wrażenie, że to moja miejscowość jest stosunkowo niewielka. ponieważ na przestrzeniu  13 km² "gniecie się" niemal 17 tysięcy mieszkańców. Tymczasem w Kadani (tak, wbrew pozorom, to "ta Kadaň") przestrzeń życiowa jest ponad połowę mniejsza, zaś ludzi mieszka tu jeszcze o tysiąc więcej...

Herb Kadani, źródło: Wikipedia
 Autor: Vlastní dílo – File:Coat of arms of Kadaň.png, Volné dílo, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=89520775

Rodowodem sięga Kadaň XII wieku, ale to "król żelazny i złoty" - Przemysł Ottokar II podwyższył jej znaczenie awansując do grona miast królewskich. Niektórzy historycy łączą okolice miasta z legendarnym Wogatisburgiem- pierwszym historycznym miejscem na terenie Czech, które wzmiankuja źródła pisane w kontekście słowiańskiego osadnictwa. Pod Wogatisburgiem wojska kupca Samona, który zdołał zjednoczyć okoliczne plemiona w obliczu kłopotliwego sąsiadztwa Chanatu Awarskiego, rozbić miały w 631 lub 632 roku armię króla  Franków Dagoberta I.
W roku 1350 w Kadani urodził się niejaki Mikołaj (Mikuláš), który w młodości wyemigrował stąd do stolicy, a po latach został królewskim zegarmistrzem i zmajstrował arcydzieło, na które gapią się po dziś dzień turyści spacerujący po Starym Mieście- słynny zegar Orloj. Rodacy docenili równo po 600 latach od uruchomienia praskiego cacka dedykując miu tablicę na kadańskim ratuszu.
W latach 1367 i 1364 odwiedził Kadaň cesarz Karol IV, który odnowił wszystkiee miejskie przywileje i podtrzymał tym samym nieco podupadającą pozycję miasta w okolicy. Cesarskim odwiedzinom dedykowany jest z kolei jeden z większych corocznych eventów - "Dzień Cesarski" świętowany na rynku i nie tylko w ostatnią sobotę sierpnia. 
Wojny husyckie nie ominęły miasta. Kadaň pozostała wprawdzie katolicka i wierna władcy, ale tuż pod nosem, za rogatkami, czyhała przez kilkanaście lat koalicja husyckich miast Louny i Žatec. Na Žatec wychodziła zresztą z Kadani główna miejska brama. 
To własnie pod tą bramą, w 1458 roku- pierwszym roku panowania króla, który nomen-omen nazywany był właśnie husyckim- Jerzego z Podiebrad, wystawiono jeden z najstarszych Barbakanów w tej części Europy. Wyprzedził on krakowski o ponad cztery dekady. Stoi w mieście do dziś i jest, obok zamku, klasztoru Franciszkanów (zabytku UNESCO w którym mieści się muzeum), ratusza czy Bramy Mikulovickiej stanowiącej część świetnie zachowanych średniowiecznych fortyfikacji, jednym z głównych "must be" podczas wizyty w mieście.

Barbakan w Kadani, Foto wikipedia
 Autor: H2k4 – Vlastní dílo, CC BY-SA 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=22199002

W Kadani, w roku 1996,  urodził się Dominik Feri- do niedwana wschodząca nadzieja polityków z partii TOP-09, z czesko-etipskimi korzeniami. Mimo młodego wieku zdołał zasłynąć w Czechach jako najmłodszy radny miejski (nie Kadani, ale Teplic), a potem jako najmłodszy (21 lat) w historii poseł. Niestety- Feri nie zdążył się jeszcze na dobre w polityce rozkręcić, a już był zmuszony ją opuścić. Odszedł w maju 2021 roku w atmosferze skandalu seksualnego po tym, jak kilka studentek oskarżyło go o gwałt... Tym samym raczej zamknął sobie drogę do zaistnienia w kadańskich przewodnikach turystycznych. 

Dominik Feri, 2017 Foto Wikipedia
Autor: Show Jana Krause, FTV Prima – Enhanced screenshot (time 10:11), official YouTube Channel of Show Jana Krause, FTV PrimaYouTube: 2. Dominik Feri - Show Jana Krause 10. 5. 2017 – View/save archived versions on archive.org and archive.today, CC BY 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=99153847

Byłbym zapomniał! Kadaň ma jeszcze coś, z czego słynie i jest w tym wyjątkowa w skali całej Republiki- to odchodząca z rynku "katowska uliczka", która mierzy zaledwie 51 metrów, ale jej wyjątkowośc polega na szerokości. W najwęższym miejscu mierzy 66,1 cm, w czym bije o całe 4 cm słynną sterowaną światłami wąską uliczkę w pobliżu praskiego Mostu Karola. 

Wejście na "Katowską uliczkę", foto: Wikipedia
Autor: Ondřej Kořínek – Vlastní dílo, CC BY-SA 4.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=35281201

"Katowska uliczka", foto:Wikipedia
Autor: Sandelius de Cadano – Vlastní dílo, CC BY-SA 4.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=45368254

I na koniec (wstępu) coś dla dzieci- Kadaň "przywłaszczyła sobie" znanego z czechosłowackich " večerníčkówMaxipsa Fíka, któremu to bohaterowi poświęcono część nabrzeża rzeki Ochrzy. Dziś co prawda w Polsce o Fíku mało kto pamięta, ale zaręczam, że w latach osiemdziesiątych, zwłaszcza u nas, na południu, gdzie mieliśmy tę wygodę, aby po polskiej wieczorynce przełączyć kanał "na Czecha", Fík mieścił się w pierwszej dziesiątce ulubionych bajek. 



Miasto wykorzystało fakt, że w pobliskiej, dziś już nie istniejącej miejscowości, Ahníkov urodził się twórca Fíka- pisarz i reżyser Rudolf Čechura. Na dodatek zaś głosu bohaterowi udzielił mieszkający w Kadani aktor Josef Dvořák. Ano tak- głosu, bo Fík, oprócz tego, że był prawdziwym maxipsem jeżeli chodzi o rozmiary, to na dodatek umiał zawstydzać inteligencją i miał dar mówienia ludzkim głosem :)



To tak pokrótce, tytułem wprowadzenia. Przez chwilę było łatwo, miło i przyjemnie, ale temat, który tak naprawdę chciałbym poruszyć w kontekście Kadania niestety juz taki nie będzie.

Kadaň przez wieki swojego istnienia była miastem na pograniczu. Limes czesko- niemiecki przebiega dziś od niej w odległości około 7 kilometrów w linii prostej.  
Od czasów średniowiecznych Niemcy stanowili tu pokaźny odsetek obywatelstwa, ale aż po wiek XIX, który nie bez kozery nazwano "wiekiem nacjonalizmów", tarcia czesko- niemieckie w Kadani, jak też na całym pograniczu "Krajów Korony św. Wacława" - w Czechach właściwych, na Morawach i na Śląsku, były incydentalne. 
W wieku XVIII od rzeczonych krajów koronnych odpadł zagarnięty przez Prusy Śląsk, którego bogactwa naturalne monarchia Hohenzollernów następnie skwapliwie wykorzystała do budowy własnej potęgi militarnej. Austria, pełniąca dotad rolę przewodnią wśród mnogich  państw niemieckich, po wojnach napoleońskich skupiła się na lizaniu ran i odwodzeniu od buntowniczych myśli trwających w granicach cesarskich narodów słowiańkich oraz Włochów. Kolejne rządy w Wiedniu przespały pruskie reformy i jawne już teraz dążenie do przejęcia pałeczki władcy całych Niemiec. Wojna prusko- austriacka z roku 1866 pokazała na koniec  naddunajskiej monarchii jej miejsce w szeregu, zaś pięć lat później nowopowstała II Rzesza Niemiecka zjednoczyła Niemcy już poza jej plecami. 
Tak oto 7 kilometrów od Kadani zbiegiem historycznych zależności wyrosło europejskie mocarstwo, którego plany ekspansyjne dość szybko stały się na tyle agresywne, że doprowadziły do wybuchu I wojny światowej.
Na razie jednak niemieckojęzyczna ludność pogranicza w Czechach spoglądała na swoich ziomków zza kordonu bez większych emocji. Czeski element austriackiej, a później austro-węgierskiej, układanki, stał się bowiem, na wskutek rozwiniętego przemysłu,  najzamożniejszą częścią państwa Habsburgów. A Niemcy mieszkali tu "od zawsze" i byli przede wszyskim Niemcami austriackimi. Zresztą- (tymczasem) Cesarstwo Niemiec nie miało wobec tych terenów żadnych roszczeń i tak na dobrą sprawę nawet mieć nie mogło, bo stałoby to w sprzeczności z traktatem sojuszniczym, jaki podpisało ono z Austro- Węgrami.

Tymczasem w Czechach od końca XVIII wieku "budzono" naród czeski. Reformy Józefa II  uchyliły kotarę, jaka opadła nad Bohemią po klęsce białogórskiej w 1620 roku. Przyznana reformami wolność wyznania przyczyniła się do wskrzeszenia nauk Jana Husa, to zaś z kolei pociągnęło za sobą wzmożone zainteresowanie rodzimym językiem i pierwsze próby literackie. Czeska mowa, która od lat była w defensywie i którą w miastach tak na dobrą sprawę prawie wcale już nie mówiono, zaczęła powoli, acz systematycznie zyskiwać nowych zwolenników i propagatorów. Pozycja Niemców i niemczyzny w Czechach, choć wciąż jeszcze silna, zaczęła być podważana. Narodowe odrodzenie, co było logicznym skutkiem wytworzenia się nowych czeskich elit intelektualnych, po roku 1848 dotknęło też sfery politycznej. W wiedeńskim parlamencie zasiadać zaczęła wpływowa reprezentacja posłów z nad Wełtawy, którzy z kolei tworzyć zaczęli własne koncepcje funkcjonowania swojej ojczyzny w ramach wielonarodowościowego imperium Habsburgów. Kwestie językowe, kulturalne i polityczne pojawiały się w ich wystąpieniach raz za razem i na tej kanwie doszło do pierwszych sporów czesko- niemieckich, które powoli z Wiednia przenosiły się na ulice czeskich miast i wsi. 
Jeszcze w roku 1848 jeden z najwybitniejszych "budzicieli"- "ojciec narodu" František Palacký stwierdził, iż gdyby Austria nie istniała, dla dobra Czechów trzeby by było ją stworzyć ("Kdyby nebylo Rakouska, musili bychom ho vytvořit"). Większość ówczesnych polityków czeskich uważała jeszcze wówczas, że przetrwanie takiego małego narodu w obliczu jednoczących się Niemiec jest mozliwe tylko w wielonarodowej monarchii, jaką była Austria. Jednak lata płynęły, a mnogie czeskie postulaty wciąż ginęły gdzieś w cesarskich szufladach. Czarę goryczy przelało uprzywilejowanie Węgrów w latach 1867-1868 i stworzenie monarchii dualistycznej przy całkowitym zlekceważeniu Krajów Korony św. Waclawa. Monarchia trialistyczna nigdy nie powstała, w związku z czym ten sam  Palacký zrezygnowany powiedział (a było to jeszcze ciut przed wspomnianym wyniesieniem Węgrów na współrządców monarchii) "Byliśmy przed Austrią- będziemy i po niej" ("Byli jsme před Rakouskem, budeme i po něm").

Proroctwo Palackiego, jak na (dobre) proroctwo przystało, oczywiscie się ziściło. Odmiennie od większości proroctw- nie dało nawet zbyt długo na siebie czekać. Pół wieku później austro-węgierski kolos trząsł się już na swoich glinianych nogach w okopach na wschodzie. A Czesi? Jako obywatele C-K monarchii zmuszeni zostali do walki o nie swoją sprawę, ale robili to w większości bez przekonania. Wkrótce normą stały się masowe dezercje na stronę rosyjską, tam zaś tworzono nowe oddziały, które teraz walczyły o nowe Czechy z Węgrami i Austriakami.

Jak miało wyglądac to przyszłe państwo? Kwestiami teoretycznyno- politycznymi zajmowali się na zachodzie T.G Masaryk i Edvard Beneš, którzy przy współudziale rodowitego Słowaka w służbie francuskiej- Milana Rastislava Štefánika odgrzali pojawiającą się raz po raz już w XIX wieku koncepcję wspólnego państwa Czechów i Słowaków. Państwa, które nigdy wcześniej nie istniało (choć ten argument próbowano zbijać historią Wielkich Moraw). Głównym ideą połączenia tych dwóch narodów w jednym państwie była bliskość językowa. Wiadomo też, że im państwo ludniejsze- tym ma większe zdolności obronne.
Co do granic- stanowisko Masaryka i Beneša było zdecydowane- w starych krajach Korony św. Wacława wszystko miało zostać z grubsza po staremu (no, chyba, że nadarzy się okazja uszczknięcia czegoś dodatkowego, jak było z m.in. z. Kraikiem Hulczyńskim na Śląsku). Na Słowacji zaś na tyle, na ile uda się wydrzeć Węgrom, a później zatwierdzić traktatami. Krocząc wyboistą drogą przekazywania zachodnim i amerykańskim politykom różnych prawd i półprawd obaj przyszli prezydenci Czechosłowacji naginali niektóre fakty aby osiągnąć upragniony cel. I tu dochodzimy do momentu, który już bezpośrednio dotyczy większości  obywateli ówczesnego Kadani, a także wszystkich innych Niemców w Czechach (i po części na Słowacji), którzy nie mając wpływu na rozwój sytuacji nagle, pod koniec 1918 roku, znaleźli się w państwie, w którym nigdy znaleźć się nie chcieli. 28 października w Pradze proklamowano powstanie niepodległej Czechosłowacji jako jednego z państw epigonów obróconego w gruzy przez wojenną zawieruchę dawnego cesarstwa Austrii.
Nowe państwo objęło swoimi granicami około 13 milionów ludzi, w tym niecałe 9 milionów Czechów i Słowaków i ponad 3 miliony Niemców.

Wyniki spisu powszechnego w Czechosłowacji z roku 1921

Jak doszło do sytuacji, w której narodowa mniejszość szacowana była na 1/4 ogółu ludności całego państwa? Przecież nowopowstałe kraje bazowały na propagowanej głównie przez Amerykanów idei samostanowienia narodów. I owszem, ale samostanowić o sobie mogły jedynie narody w wojnie zwycięskie, które w porę wyczuły swoją dziejową szansę i pomogły aliantom uciąć głowę prusko-austrwęgierskiej hydrze. Po tej dobrej stronie, jako sojusznicy Rosji, Francji, Anglii i Włoch, walczyli i ginęli Czesi i Słowacy. A Niemcy? Na ten moment byli na spalonej pozycji i samostanowienie na terenach spornych w większości ich nie dotyczyło.
   
Politycy zwycięskich mocarstw, choć w większości słabo zorientowani w kwestiach Europy środkowo- wschodniej (jeden z nich miał zapytać, dlaczego Polska ma pretensje do hiszpańskich terytoriów, a chodziło po prostu o naszą krakowsko- lwowską Galicję), czasami wspinali się na wyżyny intelektu i pytali Czechów o przyszłość kwestii niemieckiej w granichach ich nowego państwa. Podczas gdy Edvard 
Beneš, używając swoich machiavellistycznych zdolności, czarował premierów i prezydentów zaniżonymi danymi demograficznymi- T.G. Masaryk zwykł mówić, że nie będzie to przecież odosobniony przypadek, bo w Europie państwa podobnego typu już istnieją i doskonale funkcjonują. Przytaczał tu zwykle przykłady Szwajcarii lub Belgii. I byłoby w tym sporo racji, gdyby nie to, że owe kraje, mimo iż różnorakie narodowościowo, powstały na wskutek powziętej niegdyś wspólnej decyzji. Tymczasem w Czechach decyzję o Niemcach podjęli ostatecznie sami Czesi.

Jak już wyżej wspomniano- Niemcy "czescy" uważali się za Austriaków. Dlategoteż z nieukrywanym entuzjazmem przyjęli fakt powstania 12 listopada 1918 roku Republiki Niemieckiej Austrii. Tak- to mogło być ich państwo, w którym decydowaliby sami o sobie. Głównym problemem, dla którego czescy politycy nie mogli do tego dopuścić było rozmieszczenie ludności niemieckiej w granicach nieokrzepłej jeszcze Czechosłowacji,


Mapa Czech z 1918 roku z wyodrębnieniem czterech głównych "buntowniczych" okręgów:
Bohmerwaldgau, Deutschsudmahren, Deutschbohmen i Sudetenland 

  
Mapa Austrii Niemieckiej wedle konstytucji tymczasowej z 22 listopada 1918 roku

Rzut oka na powyższe mapy mówi wszystko. Z czeskiego (czy czechosłowackiego) punktu widzenia oddanie Niemcom wszystkich terytoriów, na których stanowili większość, odbierałoby raczej Czechosłowacji rację bytu, Pas osadnictwa niemieckiego ciągnął się bowiem prawie nieprzerwanie od północnych Moraw, przez Śląsk, Czechy pólnocne, zachodnie i południowe aż po południowe Morawy. Do tego dochodziły enklawy niemieckie w Brnie, Jihlavie i Ołomuńcu. Z drugiej zaś strony, wobec tak ostrych protestów, których raczej się nie spodziewano, nikt nie starał się nawet przekonywać "rodzimych" Niemców do idei szwajcarsko- belgijskiej. Pod koniec 1918 roku całe pogranicze od Opawy przez LIberec aż po Znojmo przypominało beczkę prochu.

Prym w tej antyczechosłowackiej akcji wiodło kierownictwo "prowincji" Deutschböhmen ze stolicą w Libercu, albo raczej w Reichenbergu, której to nazwy miasta używała aż po rok 1945 niemieckojęzyczna ludność (a jej potomkowie używają po dziś dzień). W jej skład weszła także Kadań, zwana wówczas z niemiecka Kaaden. Reagując na zaognienie sytuacji na pograniczu Praga spacyfikowała protestujące regiony za pomocą wojska, które z wolna, głównie w grudniu 1918 roku, obsadziło strategiczne miejsca. 
Trzonem armii czechosłowackiej byli wówczas legioniści walczący dotąd głównie we Francji i w Italii. Zorganizowana ewakuacja kilkudziesięciu tysięcy legionarzy z Władywostoku rozpoczęła się dopiero w styczniu 1919 roku.

W warunkach ostrej zimy, w obliczu wyposażonej w karabiny i działa, maszerującej przez czesko-niemieckie wsie i miasteczka,armii, nadto zaś wobec groźby wstrzymania dawek żywieniowych pozwalających przetrzymać ciężkie powojenne miesiące- pogranicze na chwilę się uspokoiło, choć oczywiście nie obyło się bez incydentów, w których padły ofiary. Południowoczeską miejscowość Kaplice udało się np. opanowac dopiero po ostrzale artyleryjskim.

W Kadani obyło się tymczasowo bez komplikacji i 74 pułk stanął kwaterą w miejscowym zamku. 

Władze Deutschböhmen ewakuowały się do Wiednia, jednak broni składać nie zamierzały. Ze wsparciem rządu Austrii Niemieckiej, za pośrednictwem radia i prasy, jątrzono wśród Niemców na czechosłowackim pograniczu aby nie rezygnowali z prawa do samostanowienia, dopóki w Wersalu nie zapadły jeszcze jakiekolwiek wiążące decyzje co do powojennego przebiegu granic. Z czasem jednak austriacki rząd musiał wstrzymać swoje wsparcie dla "buntoniczych" rejonów Czechosłwacji w zamian za odblokowanie transportów czeskiego węgla.

Jeszcze przez chwilę łudzono się, że zmianę (przynależności państwowej) może przynieść nowy austriacki parlament, który miał się ukonstytuować w marcu 1919 roku. Jednak w nocy z 25 na 26 lutego Czechosłowacja zamknęła swoje granice, co miało związek z reformą pieniężną mającą zlikwidować stare waluty na rzecz wprowadzenia korony. Niemców odcięto tym samym od ewentualnego zewnętrznego wsparcia pozostawiąc jedyną formą protestu- masowe demonstracje i strajki. Wielką manifestację połączoną ze strajkiem zaplanowano na dzień inauguracji parlamentu w Austrii- 4 marca. 

W takich to okolicznościach w Kadani, w restauracji "Střelnice", w przeddzień planowanej "ogólnoczeskoniemieckiej" akcji, 3 marca 1919 roku spotkali się jej organizatorzy. Jeden z aktywistów wystąpił z pomysłem marszu na czechosłowackie koszary na zamku. Bezwiednie przewrócono pierwszą kostkę domina uruchamiając serię wydarzeń, które w konsekwencji doprowadziły do ludzkiej tragedii.

Na zebranie udało bowiem dostać wojskowemu szpiegowi- Rudolfowi Glossowi, który poniewczasie został rozpoznany i musiał salwować się ucieczką przez okno. Nie mniej jednak spełnił swoją rolę przekazując wiadomość dowództwu. Straż przed koszarami wzmocniono, na dodatek zaś, na rozkaz przełożonych z Chomutowa, na wypadek rozruchów, rozmieszczono żołnierzy w miejscach strategicznie istotnych. Bez zgody i wiedzy miejscowych władz, ogólnie zaś także wbrew wcześniejszym ustaleniom. Na kadańskim rynku, w różnych budynkach, zainstalowano mające mieć pod kontrolą niemiecką demonstrację, wojskowe ekipy. W tym trzy zespoły wyposażone w karabiny maszynowe, z których dwa osadziły mieszczącą się w północnej pierzei rynku pocztę. 


Rynek w Kadani.
 Z lewej wieża ratusza, pośrodku Morowa Kolumna, 
z tyłu (błękitny) budynek niegdysiejszej poczty.
Foto:Wikipedia


Demonstracja, do której doszło 4 marca 1919 roku w Kadani, zgromadziła ponad 2 tysiące Niemców. Tłum skandowal hasła związane z prawem do samostanowienia narodowego, żądano też opuszczenia pogranicza przez czechosłowackich żołnierzy oraz zaprzestania blokady wydawania wspomnianych wyżej dodatków żywieniowych i węgla. Do ataku na koszary co prawda nie doszło, ale część protestujących kłuła w oczy zawieszona na ratuszu biało-czerwona (niebieski klin doszedł do niej nieco później) flaga czechosłowacka. Obok niej, dla równowagi, zawieszono co prawda czarno-czerwono- żółtą flagę wielkoniemiecką, dla wielu jednak ów kontrast stanowił dodatkową zniewagę. Grupa młodych ludzi na fali owego oburzenia zaczeła przemieszczać się przez tłum w kierunku ratusza, a tam mało skutecznie, obtłukując m.in. kijami tynk wokół wejścia, próbowała dostać się do wnętrza. Na koniec sztuka ta udała się miejscowemu muzykantowi, niejakiemu Franzowi Weberowi, który z nieukrywanym entuzjazmem zrzucił z ratusza symbol czeskich ciemiężycieli. 

Na ten moment jedna rozsądna decyzja mogła jeszcze odwrócić bieg wydarzeń, jednak emocje wzięły górę także po stronie wojskowych. Dowodzący w Kadani nadporucznik Rudolf Třešňák wysłał dwóch ludzi (notabene o nazwiskach Zeithammel i Schubert) z rozkazem zawieszenia na ratuszu na powrót symbolu państwa czechosłowackiego. Żołnierze, popychani, okładani laskami, opluwani, a podobno nawet straszeni bronią, w końcu przebili się przez tłum i wypełnili rozkaz. Teraz jednak postanowili zagrać na nosie swoim niedawnym prześladowcom i zdjęli flagę niemiecką. 

Tym posunięciem doprowadzili protestujących do stanu wrzenia i chyba nie do końca przemyśleli fakt, że za chwilę będą musieli wyjść z ratusza. O ile droga w jedną stronę nie była łatwa, o tyle powrót stał się prawdziwą gehenną. W sukurs towarzyszom ruszyli więc dwaj następni żołnierze- Tulka i Ženatý. Wedle oficjalnej wersji w pewnym momencie w stronę Tulky jeden z niemieckich studentów oddał strzał z rewolweru, a żołnierz tylko cudem uniknął śmerci. Ženatý bez chwili zastanowienia położył studenta trupem na miejscu. 
Inna wersja- przekazana przez stronę niemiecką- opisywała, że student był nieuzbrojony, a rzucił w Tulkę jedynie kawałkiem tynku odłupanego z ratuszowej elewacji. Jak było naprawdę- zapewne nikt nigdy już się tego nie dowie.

A potem z tłumu rozległ się jeszcze jeden pistoletowy wystrzał. Żołnierze obserwujący wydarzenia z powierzonych wcześniej stanowisk w kamienicach na rynku, mimo konsternacji, zachowali zimną krew. Oprócz jednego. Josef Šťastný chcąc zapewne wystraszyć zgromadzonych i odblokować drogę okrążonym przez wściekłych protestujących kolegom pociągnął za spust i - celując w miejski bruk- puścił serię pocisków z karabinu maszynowego. W warunkach sięgającego zenitu napięcia nie mógł przewidzieć, że pociski odbiją się od kostki rykoszetem. Po chwili, pod kolumną morową, na bruku pod ratuszem leżało bez ruchu  i zwijało się z bólu kilkadziesiąt osób. Osiemnaście z nich zginęło na miejscu, w tej liczbie zaś większość stanowiły kobiety i dzieci. Najmłodszym zabitym był zaledwie 11-letni Karl Lochsmidt. Jak miało się okazać- grupa, którą dosięgnęły rykoszety nawet nie uczestniczyła w zgromadzeniu. Szwaczki, robotnice i uczniowie przyszli na rynek głównie z ciekawości. Wśród przypadkowych ofiar znalazły się także dwie Czeszki.

Seria z karabinu zraniła jeszcze około 80 ludzi, z których następnych 7 zmarło niedługo po  wydarzeniach z owego feralnego wtorku. Tym samym łączna liczba ofiar z Kadani powiększyła się do 25.    


Podobny, choć ciut mniej drastyczny w skutkach, obraz miały interwencje wojskowe podczas  demonstracji niemieckich także w innych miastach- w Ústí nad Labem (Aussig an der Elbe), Chebie (Egerze), Stříbrze (Miesie), Karlovych Varach (Karlsbadzie) czy Šternberku (Sternbegu). W ferworze zamieszek życie straciło dalszych 29 Niemców, co zamknęło listę zastrzelonych z 4 marca 1919 roku na 54 ofiarach. Rannych naliczono ponad dwustu. 

Młode państwo czechosłowackie zostało natychmiast zaatakowane na arenie międzynarodowej przez przywódców Deutschböhmen jako kraj wręcz nacjonalistyczny, gdzie strzela się do pokojowo demonstrujących obywateli innych narodowości. Kadańska masakra miała pomóc obradującym w Wersalu mocarstwom w zrozumieniu skomplikowanego zagadnienia mniejszości niemieckiej na obszarach przygranicznych Czechosłowacji i skłonić je do ponownego przyjrzenia się temu zgadnieniu celem korekty granicy. Nie trzymano się już przy tym kurczowo Austrii. Czescy Niemcy byli gotowi na przyłączenie swoich rodzinnych stron do bliższych granic Niemiec właściwych.  

Szkopuł w tym, że konferencja pokojowa zwołana została głównie po to, żeby Niemcy ukarać za rozpętanie wojny i państwa ententy (oprócz może samej Anglii, która nie chciała poprzez zbytnie osłabianie Niemiec dopuścić do wzrostu potęgi innego państwa, np. Francji) dalekie były od chęci nagradzania Berlina nabytkami terytorialnymi. Masaryk i Beneš trwali sztywno przy granicach historycznych i ostatecznie, 10 września 1919 roku, podpisując traktat w Saint-Germain-en-Laye dzielący smakowity austriacki torcik, osiągnęli swój cel. 

Z perspektywy minionych stu lat i wydarzeń, które nastąpiły później, a na których temat wylano morze atramentu, możemy dziś różnie oceniać ten krok. Wszystko odbyło się na zasadzie- walczmy o granice historyczne, a potem... jakoś to będzie. I faktycznie "jakoś było", ale tylko do czasu pierwszego poważniejszego kryzysu, który zaczął się już dekadę po podpisaniu traktatu granicznego. W następnej dekadzie sudeccy Niemcy (bo taką zbiorczą nazwą zwykło się ich potem określać) skupili się na działaniach irredentystycznych, które doprowadziły do ziszczenia ich marzeń z roku 1919, Ale to już temat na inną opowieść. 

Na marginesie- czechosłowackich Niemców nigdy tak naprawdę nie udało się skłonić do współpracy z Czechami i Słowakami na model szajcarski czy belgijski. Ani prośbą-ani groźbą. 

Wracając zaś do masakry kadańskiej- oczywiście ruszyło śledztwo mające wyjaśnić tragiczny wtorek z 4 marca. Przesłuchano głównie żołnierzy i to ich wersję przyjęto za zgodną z prawdą i ostateczną. Nikogo nie ukarano, a 74 pułk cichaczem przemieszczono do Koszyc, a potem na Rus Zakarpacką. Rodzinom ofiar przydzielono odszkodowania.     

Drugim dnem tych wydarzeń, którego Czesi starali się uniknąć, następnie zaś mało skutecznie z nim walczyć, było stworzenie legendy pierwszych niemieckich męczenników o narodową sprawę. Dzień 4 marca ogłoszono "Dniem samostanowienia", zaś masowy grób na kadańskim cmentarzu stał się miejscem pielgrzymek Niemców czeskich, ale tez śląskich czy morawskich. Przy okrągłych rocznicach blokowano wejścia na nekropolię, dopuszczając jedynie najbliższe rodziny. Kiedy walec historii zaczął się toczyć w drugą stronę i jesienią 1938 roku do Kadani wkroczył Wehrmacht- groby te stały się nazistowską świętością, a wydarzenia z 4 marca 1919 roku przyćmiły propagandowo całe kilkusetletnie dzieje miejscowości. Nowym władzom Kadani (przechrzczonej oczywiście z powrotem na Kaadan) nie przeszkadzało nawet to, że dwie z ofiar były Czeszkami. Po prostu zapisano ich nazwiska w niemieckiej wersji.

 



W roku 1945, wobec mordów, gwałtów i bestialstw, jakich dopuszczała się na Niemcach Armia Czerwona, a w jej cieniu wkraczająca do kraju od wschodu armia czechosłowacka i tzw. "Gwardia Rewolucyjna", masakra kadańska wydawała się być dziecinną igraszką. Wspomnę jedynie o egzekucjach w obozie w oddalonych 30 km na wschód od Kadani Postoloprtach (niem. Postelbergu), gdzie na przełomie maja i czerwca 1945 r. zginąć miało od dwóch do trzech tysięcy Niemców... Jedynym podobieństwem jest tu fakt, że podobnie jak po wydarzeniach z Kadani- także za tę ewidentną masową zbrodnię nie ukarano nikogo. Co prawda w latach dziewięćdziesiątych upamiętniono ich śmierć stosowną tablicą, ale wkrótce, aby nie jątrzyć rany i nie tworzyć następnych sudetoniemieckich męczenników, ktoś wpadł na pomysł  zmiany jej treści. Tak więc zamiast "Niemieckim niewinnym ofiarom masakr  postoloprckich maja i czerwca 1945”. mamy dziś napis "Wszystkim niewinnym ofiarom wydarzeń postoloprckich maja i czerwca 1945”. Niby to samo, a zresztą- minęło już tyle lat...

Powojenne "Dekrety Beneša" "wyczyściły" z Niemców całe czeskie pogranicze. Za wiedzą i przyzwoleniem nowego sojusznika Czechosłowacji- Stalina, w którym prezydent Beneš, pamietając o monachijskiej zdradzie zachodu, widział prawdziwego orędownika interesów swojego państwa, dokonano "odsunu" zarówno w jego pierwotnej, dzikiej wersji, której świadectwem są Postoloprty czy marsz śmierci z Brna, jak i w tej bardziej cywilizowanej, choć nie mniej tragicznej. Opustoszaly pograniczne miasta i wsie. Jedne na krótko, inne zaś na zawsze.  

Kadaň, dziś czeskie miasto jakich wiele, zdaje się nie eksponować swojej niemieckiej przeszłości. Na oficjalnej stronie internetowej, może z tego, a może z całkiem innego powodu, odnośnika historycznego trzeba się trochę naszukać. Świadectwem nie do końca wygodnej historii jest miejscowy cmentarz z rodznnymi grobowcami i pomniejszymi grobami osób, których wygrawerowane na granitowych płytach i żeliwnych krzyżach nazwiska jednoznacznie wskazują na inną niż czeska narodowość. Na murze, pod którym w marcu 1919 roku pochowano ofiary rykoszetów wystrzelonych z umieszczonego na poczcie karabinu, umocowano skromną tablicę.




Obok niej jeszcze cztery- dwie ze stosownymi biblijnymi cytatami, a także jedną upamiętniającą niemieckie ofiary masakr z 1945, i jedną na której umieszczono napis: "Byli i współcześni obywatele Kadani i okolic podają sobie ręcę w oczekiwaniu na spokojną wieczność". Takie to pojednanie. 



Dobrych paręnaście lat temu Kadaň spotkało dość szczególne wyróżnienie- miasto znalazło sie w tytule piosenki kultowego już w Czechach zespołu rockowego Kabát. Chłopaki śpiewają w niej: "My táhnem rovnou cestou do Kadaně, a tam si užijem (...)". 
Fakt, w Kadani można sobie užít- czyli korzystać z całej masy atrakcji, jakie miasto ma niewątpliwie do zaoferowania. Wystarczy zajrzeć chociażby tu:


A kiedy już uda nam się dotrzeć na rynek- spójrzmy na błękitną kamienicę z refleksją, że jeszcze w nie tak bardzo odległych czasach rozwój turystyki i rekreacja były na szarym końcu życiowych potrzeb dawnych mieszkańców miasta. Bardziej wprawne oko dostrzeże też nie bardzo wprawnie zaszpachlowaną dziurę po kuli na kolumnie morowej.   







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz