czwartek, 2 sierpnia 2018

Przemyślidzi kontra Sławnikowice


"Toho času kníže nemohl vládnouti sám sebou, ale vládli předáci. Tito obrátivše se v nenávistníky Boha, ničemných otců nejhorší synové vykonali velmi zlý a ničemný skutek. Neboť jednoho svátečního dne vnikli do hradu Libice, v němž bratří svatého Vojtěcha a hradští bojovníci všichni jako nevinné ovečky stáli při slavné mši svaté, slavíce svátek. Oni však jako draví vlci ztekli hradní zdi, muže a ženy do jednoho pobili, a sťavše čtyři bratry svatého Vojtěcha se vším potomstvem před samým oltářem, hrad zapálili, ulice krví zkropili, a obtíženi krvavým lupem a krutou kořistí, vesele se vrátili domů."
                                                                                                    Kosmas, Kronika Czechów


Libice nad Cidliną, fundamenty kościoła oraz siedziby książęcej wraz z rekonstrukcją

Był 28 września 995 roku. W Libicach, siedzibie książęcego rodu Sławnikowiców, normalnie, jak co roku, trwałyby uroczystości ku czci pierwszego czeskiego męczennika- św. Wacława. Tymczasem, zamiast podniosłej atmosfery, w grodzie panowała trwoga. Rankiem przez bramę wtargnęli bowiem zbrojni napastnicy, na których czele stać mieli konkurenci Sławnikowiców w drodze do bogactw i zaszczytów- wierni wykonawcy wszelkich rozkazów praskich władców- Wrszowcy.

Nieprzyjaciele, którzy do silnie umocnionych Libic dostali się najprawdopodobniej podstępem (pod mury podeszli zaledwie w przeddzień opisywanych wydarzeń), na wąskich uliczkach grodu siali prawdziwe spustoszenie. Nie widząc szans na stawienie skutecznego oporu, czterech synów potężnego księcia Sławnika- Spitymir, Dobrosław, Porej i Czasław, wraz z żonami i dziećmi zabarykadowało się w kościele Marii Panny. Bynajmniej nie dlatego, że był to budynek nie do zdobycia. Liczyli na uszanowanie zwyczajowego azylu, jaki, przynajmniej w teorii, dawało im przebywanie w poświęconej świątyni. Wrszowcy nie zamierzali jednak odpuścić. Kościelnym azylantom postawiono ultimatum: albo wychodzą na zewnątrz, i wówczas zostaną pod strażą odstawieni do Pragi, gdzie książę Bolesław II zdecyduje o ich dalszym losie, albo skazują siebie i swoje rodziny na śmierć w podpalonej świątyni. Gdyby zdecydowali się na poddanie- żony i dzieci miały pozostać w Libicach pod ochroną Przemyślidów. Najstarszy- Spitymir- nie dowierzał napastnikom, jednak sytuacja była bez wyjścia. Po długiej naradzie, mając przede wszystkim na względzie bezpieczeństwo swoich bliskich, bracia zdecydowali się otworzyć ciężkie dębowe drzwi. Niemal błyskawicznie wszystkich przeszyły włócznie. Po martwych ciałach Sławnikowiców do kościoła wtargnęli Wrszowcy i inni drużynnicy Przemyslidów. Nie oszczędzono nikogo. Na koniec podpalono sam budynek. Tak skończył swoją pięknie zapowiadającą się karierę potężny ród władający niemal połową Czech...


Ile w tym wszystkim prawdy? Niezaprzeczalnym faktem, potwierdzonym przez różne źródła historyczne, jest likwidacja potęgi Sławnikowiców. Kroniki i roczniki odnotowują to wydarzenie głównie ze względu na fakt, że członkiem tego rodu był święty Wojciech. W momencie dokonania mordu w Libicach przebywał on w Rzymie, dokąd udał się rok wcześniej jako praski biskup, po rzuceniu klątwy na ... Wrszowców. Jednym z motywów ataku mogła więc być zemsta.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz