11 osób skazanych na karę śmierci (w tym trzech katolickich księży), dalszych 110 osądzonych w 15 procesach na łączną liczbę 1375 lat więzienia, skonfiskowane domy i gospodarstwa, wypędzenie całych rodzin z dożywotnim zakazem powrotu w strony, gdzie ich przodkowie żyli od pokoleń- to efekt wydarzeń, jakie miały miejsce w małej morawskiej wiosce Babice 2 lipca 1951 roku. Aby je jednak w pełni zrozumieć- trzeba cofnąć się jeszcze 12 lat wstecz, do 21 grudnia roku 1929.
Był sobotni poranek. W praskiej sali posiedzeń Sejmu Czechosłowackiego odbyć się miało posiedzenie, jakich dotychczas Republika przeżyła już dziesiątki. Młode państwo prosperowało nadzwyczaj dobrze i przez wielu postrzegane było jako wręcz wzorcowa europejska demokracja. Czarne chmury, związane z październikowym krachem na Wall Street i wielkim kryzysem ekonomicznym, których wtórnym następstwem było dojście do władzy Hitlera i rewizja porządków powersalskich, zdawały się być jeszcze niezauważalne. Posiedzenie otworzył i poprowadził wicemarszałek (místopředseda), ludowiec, ksiądz Alois Roudnický. Obrady toczyły się utartym torem, kiedy do głosu dopuszczony został 33-letni Klement Gottwald, od kilku miesięcy, po dokonanym rozłamie i odejściu wielu czołowych członków, piastujący funkcję przewodniczącego Komunistycznej Partii Czechosłowacji (Komunistická strana Československa, KSČ).
Dla czechosłowackich posłów już wcześniej nie było tajemnicą, że KPCz na czele z Gottwaldem to nie ta sama partia, którą obserwowali i z której przedstawicielami mieli okazję współdziałać przez ostatnie osiem lat. Karlínští kluci- chłopaki z Karlina- jak potocznie nazywano towarzystwo czeskich komunistów pod wodzą Gottwalda, otwarcie gloryfikowali Stalina i jego państwo, a przejmując władzę podczas V Zjazdu KPCz w lutym 1929 roku przestali już nawet stwarzać pozory, że nie chodzą na moskiewskiej smyczy. Jednak to, co posłowie usłyszeli tego dnia, wprawiło w osłupienie niejednego liberała. Gottwald przemówił w sejmie nowej kadencji po raz pierwszy i od razu przypuścił demagogiczny w większości atak na demokratyczne struktury państwa. Obciążał system sprawiedliwości mówiąc o srogim karaniu biednych ludzi, którzy ukradną przysłowiową bułkę i bezkarności kradnących miliony (skąd my to znamy?), niesprawiedliwym systemie podatkowym, konfliktach fabrykantów z robotnikami. W pewnym momencie "dyskusja", a zasadzie monolog przewodniczącego KPCz (z sali padały tylko luźne głosy, pojedyncze pytania, raz za razem słowotok Gottwalda był też przerywany przez Roudnickeho, który przywoływał mówcę do porządku m.in. za niecenzuralne słowa) zeszła na idyllę panującą w ZSRR. Polemikę z Gottwaldem prowadziła posłanka Fráňa Zemínová, która, wyraźnie już zdenerwowana wystąpieniem "kolegi", wypaliła w końcu: "To dlaczego Pan nie jedzie do Rosji?" (w domyśle- skoro tam jest tak dobrze). Odpowiedź, która padła, zwłaszcza dziś, kiedy mamy świadomość czasów i czynów, które miały miejsce w II połowie XX wieku, nie tylko w Czechosłowacji, ale i w Polsce, zaskakuje swoją proroczą niemal wizją przyszłości. Gottwald odpowiedział bowiem:
"Nie pojadę dlatego, że moją misją jest uczynienie z waszej kapitalistycznej Czechosłowacji republiki socjalistycznej! Mówicie, że jesteśmy na łańcuszku Moskwy i chodzimy tam po rozum. (...) Chodzimy tam wiecie po co? Aby się uczyć od rosyjskich bolszewików w Moskwie, jak wam skręcić karki. A sami wiecie, że bolszewicy są w tym mistrzami..."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz