Wędrując wzdłuż zachodniej granicy Czech nie sposób nie natknąć się na Chodsko. Kraina ta, leżąca godzinę drogi od Pilzna, stanowi dziś część regionu turystycznego Szumawa/ Czeski Las.
Tyle w geograficznym skrócie.
Treścią niniejszych wpisów nie będzie jednak rozwodzenie się nad niewątpliwymi atutami turystycznymi Chodska, ale koleje losów jego szczególnych mieszkańców- Chodów oraz kilka związanych z nimi ciekawostek.
Zapisek dotyczy bitwy księcia
Brzetysława z królem niemieckim (i późniejszym cesarzem) Henrykiem III we
Wszerubskim Przesmyku pod Bródkiem, pomiędzy Szumawą a Czeskim Lasem w 1040
roku. Chodowie mieli się wówczas poważnie przyczynić do zwycięstwa wojsk czeskich,
ścięli i ułożyli bowiem drzewa, które wraz z konarami i gałęziami
utworzyły zaporę niedostępną dla konnicy.
Droga wiodąca Przesmykiem Wszerubskim |
Biegiem następnych wieków stali się
Chodowie strażnikami granicy z Bawarią. Mieli obowiązek stałego
"obchodu" granicy podczas pokoju. Od tego chodzenia zyskali zresztą
najprawdopodobniej swoją nazwę a z nią także proporzec
przedstawiający parę filcowych butów.
Pierwotny proporzec chodski
Chodsko zamknęło się ostatecznie w granicach 11 wsi skupionych wokół miasta Domažlice: Chodov, Klenčí pod Čerchovem, Újezd, Postřekov, Draženov, Stráž, Tlumačov, Mrákov, Starý Klíčov, Chodská Lhota i Pocinovice (pierwotnie wsi było 12, ale osadnictwo w wiosce Horosedla ostatecznie zamarło).
Powinności i przywileje
Chodowie czuwali więc, czy też
aby zachodni sąsiedzi nie próbują przesuwać kamieni granicznych, nie trzebią
lasów po czeskiej stronie, nie próbują nielegalnie poszerzać niemieckiego
osadnictwa, albo też (nie daj Boże) nie planują najazdu. Przekraczających
granicę kupców odprowadzali na stanicę celną w Domažlicach. W razie wojny mieli kłaść na drogi wyżej
wzmiankowane zasieki oraz dawać odpór mniejszym oddziałom nieprzyjaciół.
Zależeli bezpośrednio od
króla i przez prawie pół tysiąclecia nominalnie nie miał nad nimi władzy żaden
pan feudalny.
W ramach nagrody za
wierną służbę, począwszy od panowania Jana Luksemburskiego (1310-1346), a
skończywszy na cesarzu Macieju Habsburgu (1611-1619) zyskali z tytułu straży
granicy szereg przywilejów, spisanych i nie spisanych. Łączna ilość tych
pierwszych zawarła się w liczbie 24. Żaden z nich nie zachował się
do dziś w oryginale.
Chodom zagwarantowano przede
wszystkim swobodne korzystanie z dobrodziejstw lasów i łąk (polowanie, wypas
bydła), mogli się swobodnie przeprowadzać i dysponować własnym
majątkiem. Na sądach mieli postępować według praw miejskich Domažlic.
W roku 1456 gminy chodskie
wspólnie zakupiły urząd wójtowski w Domažlicach.
Wydany w tymże roku przywilej gwarantował Chodom prawo do własnego sądu,
w skład którego mieli wchodzić przedstawiciele wszystkich chodskich wiosek
"domažlickich". Jego
prerogatywy były bardzo szerokie- sąd mógł zwalniać chłopów z poddaństwa, a
także przyjmować do wiosek nowych osadników. Przywilej potwierdzał także dawne
prawa, w tym wykonywanie zawodów rzemieślniczych i prawo kształcenia w
nich swoich dzieci.
Najważniejszym jednak przywilejem,
którego potwierdzenia nie udało się jednak Chodom uzyskać na piśmie,
było oswobodzenie od powinności na rzecz pańskiego dworu (pańszczyzna).
Przywileje chodskie ( z
dopisanym 25 Fryderyka Wittelsbacha)
Izba Pamieci Jana
Sladkeho Koziny w Ujeździe
Koniec złotych czasów
Profesjonalizacja wojska, rosnące upowszechnienie broni palnej, zmniejszająca się ilość konfliktów zbrojnych w okolicy, a następnie prawie zupełne "wyciszenie" zachodniej granicy Czech (przebieg granic zaczęły gwarantować dwustronne umowy międzypaństwowe) i budowa fortyfikacji czuwających nad przejściami przy głównych traktach z jednej strony, zaś z drugiej nowe czasy i rozszerzanie majątków pańskich (w okresie po klęsce pod Białą Górą głównie niemieckich) wiążące się ze wzmożonym zapotrzebowaniem na robotników rolnych, a także zmiana dawnej chaotycznej gospodarki feudalnej na bardziej planowaną, wymagającą wzrostu uzależnienia poddanych sprawiły, że nad chodską społeczność nadciągać zaczęły czarne chmury.
Dawni strażnicy granic nie
potrafili zrozumieć nowych prawideł, zgodnie z którymi tego, czego nie ma na
papierze- nie ma wcale. Przywileje chodskie tymczasem stały się anachronizmem,
a kolejni władcy Czech dochodzili do wniosku, że straż chłopska na bawarskiej
granicy stała się zbędna. Zamiast chodzić bez celu po lasach
mogli przecież z pożytkiem (dla panów) pracować w
polu...
Domažlice dziś, Brama Praska.
Włości domažlickich Chodów
były już od XIV wieku doraźnie zastawiane przez czeskich królów. Pierwotnie
jednak, kiedy jeszcze ich straż graniczna pełniła w systemie obronności państwa
ważną rolę, zastawy te były dość szybko wykupywane.
Pierwsze symptomy faktu,
że w "państwie chodskim" nie dzieje się już dobrze, nadeszły pod
koniec XV stulecia. W latach 70-tych tego wieku Jarosław Lev z Rožmitálu
sprzedał bowiem zastawione mu przez Jerzego z Podiebradów Chodsko Zdeňkovi
ze Šternberka. Po nim tenże zastaw odziedziczyli synowie Jaroslav i
Zdeslav, którzy z kolei opchnęli go dalej niejakiej Katarzynie z Pecky,
zaś ta zapisała zastaw swojej córce Markecie. Marketa wyszła za Henryka
ze Švamberka i tym
sposobem wioski domažlickie dostały się
pod uciążliwą pieczę jednego
z najpotężniejszych wówczas
rodów szlacheckich w Czechach.
Piotr ze Švamberka
Płaskorzeźba nagrobkowa
Piotr od początku nic sobie nie robił ze
starodawnych przywilejów swoich poddanych. Traktował Chodów na równi z innymi
chłopami i zapędzał do roboty na pańskim. Przez lata trwały procesy sądowe, w
których Chodowie oskarżali Piotra o nierespektowanie przywilejów, zaś Švamberk Chodów o nieposłuszeństwo. Okazją
na pozbycie się niewygodnej zwierzchności Švamberków wydawało
się być ogólnoczeskie powstanie stanowe przeciwko władzy cesarza Ferdynanda,
które wybuchło w 1547 roku. Chodowie opowiedzieli się po stronie buntowników
licząc, że po zwycięstwie ich ciemięzca- wierny stronnik cesarza- straci swoje
prerogatywy. Stało się jednak odwrotnie. Klęska powstania spowodowała represje.
Na początek obciążono Chodów karą 1000 kop miśnieńskich, co było sumą wprost
niewyobrażalną. Przerażeni chłopi wysłali do Wiednia poselstwo z prośbą o
zmniejszenie tej kwoty, na co zareagowano wysyłając do Domažlic specjalną komisję w celu rozeznania sytuacji.
Po stwierdzeniu na miejscu, że w okolicach panuje rzeczywiście bieda, zapadła
decyzja o zmniejszeniu kary o połowę. Ostatecznie Chodowie spłacili 500 kop
biorąc pożyczkę z niewiadomego źródła.
Dwa lata po powstaniu
stanowym, dokładnie 3 marca 1549 roku, cesarz Ferdynand Habsburg potwierdził
wszystkie chodskie przywileje, nie wniosło to jednak większych zmian do
stosunków pomiędzy Chodami a Piotrem ze Švamberka.
Nadal też trwały procesy sądowe, których wyroki nie wróżyły Chodom ostatecznego
sukcesu.
W roku 1558 zdesperowani
mieszkańcy okolic Domažlic wysłali
poselstwo do Wiednia, do ich nominalnego zwierzchnika, cesarza, a zarazem
czeskiego króla Ferdynanda I, ten zaś dał sprawę do rozpatrzenia
rezydującemu w Pradze synowi- arcyksięciu Ferdynandowi. Praskie jednanie także
nie przyniosło spodziewanych rezultatów. Posłowie wrócili rozczarowani i z
pustymi rękoma.
Kolejne niepowodzenia w
sądach sprawiły, że Chodowie skupili się następnie na odzyskaniu oryginałów
spisanych dla nich przywilejów. Sądzili, że całościowo znajdują się w Domažlicach, jednak okazało się, że spoczywają w
królewskiej kancelarii w Pradze. Ostatecznie dokumenty wróciły do Domažlic, ale złożono je zapieczętowane w
ratuszu z zastrzeżeniem, żeby przywilejów Chodom nie wydawać, a jeżeli
już, to tylko ich uwierzytelnione kopie.
Ferdynad I Habsburg
Skarga na Švamberka z roku 1560 wyczerpała cierpliwość cesarza. Ferdynand opowiedział się ostatecznie stanowczo po stronie możnowładcy Piotra i dał mu prawo ukarania zastawionych poddanych na gardle, jeżeli trwać będą nadal w nieposłuszeństwie, Chodom zaś polecił bezwzględne poddanie się zwierzchności Piotra. Korzystając z dobrych wiatrów Piotr ze Švamberka już rok później zażądał surowych kar dla najbardziej buntowniczych Chodów. W tym momencie uciskani chłopi zmienili jednak taktykę. Zanim sprawa Piotra została rozpatrzona- Chodowie zwrócili się do sądu z zaskakującą propozycją.
Wykupieni za ... masło
Nie widząc innego
wyjścia z sytuacji, domażliccy Chodowie zaproponowali cesarzowi, że sami
wykupią zastaw Švamberków. Po
zyskaniu przychylnego stanowiska komory królewskiej złożyli w 1562 roku
oficjalną propozycję wykupu 11 domažlickich wsi.
Elementem umowy miało być też oddanie Chodom oryginałów przywilejów, wydanie
pieczęci oraz chorągwi.
Sam Švamberk nie był zadowolony z obrotu
sytuacji- wolał stały pobór opłat niż jednorazową wypłatę zastawu. Dwór
cesarski, jak to zresztą zwykle bywało, cierpiał na niedobór gotówki, zaś
chodzki zastaw był łakomym kąskiem. Wysokość zastawu oceniano na 4500 reńskich
złotych, zaś Chodowie byli skłonni zapłacić 11 tysięcy talarów. Z uwagi na
fakt, że płatność za zastaw miała wędrować bezpośrednio na dwór cesarski, zaś
Wiedeń miał spłacić należność Švamberkom-
transakcja była dla Habsburgów bardzo opłacalna- nadwyżka zostawała w
cesarskiej kasie.
Cały misterny plan miał
tylko małą niedogodność. Chodowie proponując wykup nie do końca wiedzieli, skąd
wziąć na niego środki... W końcu wiedeńska komisja goszcząca nie
tak w sumie dawno na Chodsku stwierdziła, że region jest ogólnie biedny.
Interes z wykupem postanowiono ostatecznie sfinalizować poprzez
zaciągnięcie pożyczki od samorządu miasta Augsburg (z taką inicjatywą wystąpił
niemiecki kupiec- niejaki Hans Tyroll z Augsburga, który zresztą spodziewał się
z tego tytułu osiągnąć osobiste korzyści i zyskać sporą prowizję od tej
transakcji). 26 listopada 1568 roku Chodowie podpisali umowę o pożyczce z
augsburską radą miejską. W dokumencie zapisano:
"każdego roku, na dzień św. Michała,
(Chodowie) wyślą dostawę 30 tysięcy żejdlików dobrego czeskiego masła, żejdlik
będzie wart 13 małych czeskich pieniędzy, które przelicza się jako 6 za 1
krajcar pieniędzy niemieckich".
K woli formalności dodam, że
1 żejdlik mieścił w sobie niecałe 0,5 litra, zaś "mały czeski
pieniądz" to tzw. czarny pieniądz lub halerz. Nie wybijany już wówczas
grosz praski był wart 14 takich "małych czeskich pieniędzy". 70
krajcarów składało się na 1 talara. Wykup chodzki, oferowany w kwocie 11
tysięcy talarów, dawałby w przeliczeniu 770 tysięcy krajcarów.
Raty w żejdlikach
"dobrego czeskiego masła" Chodowie zobowiązali się spłacać tak długo,
jak długo nie będzie wyrównana równowartość owych 11 tysięcy talarów.
Koncentracja dostawy masła miała dokonywać się corocznie w Klenčí pod Čerchovem,
zaś stamtąd odjeżdżać w asyście przedstawiciela Augsburga w około 250
kilometrową podróż do Bawarii.
Założenia były więc
konkretne, jednak aż do sierpnia 1570 troku do Augsburga nie odjechał ani jeden
transport masła. Dopiero kiedy przyszedł termin zapłaty pierwszej raty do
Wiednia, przyciśnięci do ściany Chodowie wysłali szybko swoich ludzi do
Augsburga z propozycją, że na św. Michała (29.09) ruszy pierwszy transport
zawierający obiecane 30, a do tego jeszcze dodatkowo 20 tysięcy żejdlików
masła. Augsburscy rajcy miejscy, mając złe doświadczenie z chodską słownością,
długo nie chcieli się zgodzić na wydanie pieniędzy. W końcu jednak za Chodów
zaręczył Jerzy Ilsung, wójt Górnej i Dolnej Szwabii.
Tymczasem Piotr ze Švamberka wszelkimi sposobami próbował utrzymać
swój zastaw. Wykorzystał w tym celu krewnego, radcę czeskiej komory
królewskiej, Joachima ze Švamberka,
próbował skłócić chodskich chłopów za pośrednictwem swojego przedstawiciela na
Chodsku- Kwasniczka (wyszło mu to o tyle, że część Chodów wysłała do Pragi
własne poselstwo z żądaniem...uniemożliwienia "samowykupu"), na
koniec wysłał specjalną petycję do cesarza podpisaną przez 56 czeskich panów, w
której próbował go uświadomić, że ów "samowykup", a w zasadzie
pożyczka na niego zaciągnięta, sprawi, że z Chodów przez długie lata komora
królewska nie będzie mieć żadnego użytku. Sprawy zaszły jednakże za daleko-
cesarz myślał już tylko o chodskich talarach, zaś sami Chodowie przestali w
1567 roku płacić na rzecz Švamberków wszelkie
roczne i bieżące zobowiązania.
Wydarzenia roku 1570 toczyły
się lawinowo. Cesarz polecił Piotrowi ze Švamberka wydanie
zastawu komorze królewskiej do sześciu tygodni. W zamian za to przyrzekł mu, że
Chodowie zapłacą wszelkie zaległe daniny na jego rzecz (których nie płacili od
trzech lat). Švamberka co
prawda zastawu nie wydał, ale Maksymilian II i tak przyjął pierwszą ratę wykupu
od Chodów (pożyczone w Augsburgu 4 tysiące talarów). Potwierdził jej przyjęcie
na piśmie, zatwierdzając równocześnie zgodę na wykup Chodów z zastawu, a także
zaręczając, że Chodsko już nigdy żadnym zastawom podlegać nie będzie.
Maksymilian II Habsburg
Švamberkowie byli
jednak "twardymi zawodnikami", a przede wszystkim potrafili liczyć.
Dług z chodskich powinności urósł do 1903 kop i 24 krajcarów, chłopi jednak
dalej upierali się przy niepłaceniu. Podpierając się przywilejami stwierdzili w
piśmie do czeskiej komory królewskiej, że jako strażnicy granicy są zobowiązani
zwierzchności, której byli zastawieni, do zapłaty jedynie 24 grzywien srebra.
Analiza przeprowadzona przez komorę stwierdziła z kolei, iż od stu lat płacą
oni wyższy podatek- 700 kop miśnieńskich rocznie.
Wszystkie te przepychanki
zakończono ostatecznie trójstronnym dogadaniem się. Cesarz obiecał Švamberkowi zapłacić dużą część ww.
zaległości z podatków chodskich, którą to kwotę z kolei Chodowie mieli oddać
cesarzowi w przeciągu dwóch lat. "Na już" od Chodów miał dostać Švamberk 24 kopy i 24 grosze miśnieńskie.
Po upływie sześciu lat od wykupu Chodowie mieli płacić na rzecz dworu
cesarskiego takie same podatki, jakie płacili Švamberkom (chodzi prawdopodobnie o te 700 kop
miśnieńskich). Do tego czasu środkami, które miałyby być przeznaczone na te
podatki- Chodowie mieli spłacać swoje długi. Każdego roku miał być sporządzany
z tego tytułu skrupulatny rachunek.
Nareszcie wolni!
We wrześniu 1570 roku w sprawie
wykupu Chodska orzekł sąd komory królewskiej w Pradze. 3 marca
1572 roku chodscy pełnomocnicy (w delegacji znaleźli się przedstawiciele
wszystkich 11 osad: Matouš Janeček z Postřekova, Jakub Havran z Mrákova,
Tomáš Halířek z Draženova, Matěj Střezek z Klíčova, Jan Šešelín ze Stráže,
Martin Kuneš z Klenčí, Martin Mašina z Újezda, Jakub Beroušek z Chodova, Jakub
Šváb ze Lhoty, Jirka Martinovic z Pocinovic a Ondřej Weiblinger z
Tlumačova) przekazali na ręce królewskiego prokuratora, jako
przedstawiciela cesarza, pozostałych 7 tysięcy talarów. Sąd komory królewskiej
wkrótce po tym wypłacił Janowi Erazmowi ze Švamberka,
który zastępował swojego chorego brata Piotra, 6750 kop miśnieńskich, co
odpowiadało 4500 złotych reńskich na które wyceniony był zastaw.
Tym sposobem w małej
czeskiej krainie na granicy z Bawarią miało miejsce wydarzenie, które w XVI-
wiecznych realiach było wręcz cudem. Oto zwykli chłopi sami wykupili się z
zastawu. Na dodatek zaś utarli nosa najbardziej wpływowemu rodowi szlacheckiemu
w całym królestwie.
Chodowie domažliccy byli
wolni. A przynajmniej tak im się przez czas jakiś mogło wydawać...
Koniec problemów ze Švamberkami podziałał na Chodów, jak byśmy to dziś powiedzieli, bardzo rozluźniająco. Zlekceważyli coroczne sporządzanie rachunków dla cesarza, z wielkimi oporami spłacili mu wyłożoną za ich niezapłacone podatki kwotę, jaką ten wyłożył Švamberkom, monitować zaczął ich też wójt Ilsung, bo spływało na niego odium za raty dla Augsburga, których Chodowie także nie płacili...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz